sobota, 1 października 2016

Rozdział 8

       Noc minęła wbrew pozorom spokojnie. Siostry nie miały nawet siły, by martwić się o powrót Łowców. Po wysprzątaniu pokoju Uli zasnęły, nie przebierając się nawet w piżamy. Liczył się każdy dzień, godzina, minuta, a nawet sekunda. Życie Jennifer zależało teraz od całkowicie obcego jej człowieka, który rzekomo ma ją uczyć. Martwiła się słowami Uli. Uczucie bezradności minęło już dawno. Teraz była ciekawa swojego rzeczywistego pochodzenia, czemu mimo to jest inna od swoich sióstr, dlaczego to jest dla niej tak bardzo niebezpieczne i w końcu: Czy to kim jest, zagraża jej rodzinie.

 „Muszę żyć tak, jak do tej pory. Tylko wtedy znajdę opiekuna.”- Pomyślała. Ma wypatrywać u ludzi znaków szczególnych? Tatuaże? Blizny? Jakaś nietypowa biżuteria? Zerknęła na swój pierścień zastanawiając się, jaką odgrywa rolę w tym wszystkim. Miała tylko nadzieję, że nie trafi się jej jakiś stary, łysy dziadek z brodą do pasa. Jennifer nie oczekuje, że ten ktoś wejdzie do ich domu z olbrzymią podświetlaną tabliczką z napisem: „To mnie szukasz.” Mimo wszystko opiekun mógłby chociaż dać znać o swoim istnieniu.
- Jenny! Wstawaj albo spóźnisz się na basen.
       Vanessa odkryła siostrę, która do tej pory ukrywała się zwinięta w kulkę pod kołdrą. Przez całe zamieszanie z ich mocami, całej trójce zmieniła się tolerancja na ciepło. Pomimo, iż kołdra była cienka, Jennifer wyglądała jakby już wróciła z tych zajęć. Uparcie jednak szarpała się z siostrą, która chwyciła za róg kołdry. Liczyła na jeszcze krótką chwilę refleksji. Ostatecznie skończyło się na tym, że do „przeciąganek” dołączyła się Megan, w efekcie czego biedna Jenny wylądowała z hukiem na podłodze. Zaczęły się śmiać. To był jedna z tych chwil, w których zapominały o ostatnich wydarzeniach.
- Następnym razem się odegram.
       Jennifer nie chcąc dać za wygraną położyła się na dywanie. Nie musiała długo czekać na odpowiedź sióstr. Pochwyciły jej dłonie i jednym, dość mocnym szarpnięciem doprowadziły Jenny do pionu.
- Już dobrze, niech wam będzie.- Jennifer uśmiechała się do sióstr, które udając matkę, stanęły obok siebie z założonymi rękoma, potupując niecierpliwie stopą i próbując naśladować jej wymowną minę.- Chwila.- Spojrzała na biały zegar powieszony na ścianie.- Zajęcia mam dopiero za trzy godziny.- Vanessa i Megan spojrzały na siebie porozumiewawczo.
- Stan pacjentki uległ zdecydowanej poprawie. Jest już w stanie rozróżnić godziny.- Vanessa przyłożyła dłoń do czoła siostry.- Zimne jak na Królową Lodu przystało.
- Myślę, że jest już gotowa.- Dopowiedziała Megan. Obie patrzyły się na Jenny jakby była niezwykle interesującym obiektem jakiś badań.
- Gotowa na co?
- Nie pamiętasz może, co na dziś zaplanowałyśmy?
       Jennifer wytężała pamięć, próbując przypomnieć sobie, co w dzisiejszym dniu jest aż tak szczególnego. Po chwili ponownie spojrzała na zegar.
- Za pół godziny przychodzą po nas chłopcy. Tydzień temu umówiłyśmy się z nimi na mecz piłki nożnej.
- Alleluja!- Zakrzyknęła Megan.
- Jesteś oficjalnie zdrowa.- Vanessa poklepała Jenny po ramieniu.
- Masz niecałe trzydzieści minut, aby się przygotować.- Megan postukała w niewidzialną tarczę zegara na ręce.- Biegnij pod prysznic, a my wykombinujemy ci za chwilę jakieś ciuchy.
- Ile mamy stopni na dworze.- Spytała Jenny, będąc już jedną nogą za progiem pokoju. Vanessa podeszła do okna.
- 25oC.
- Przez całe to zamieszanie czuję się, jakby było z 60.
- Ja za to wiele bym dała żeby było 60 stopni. Jest mi strasznie zimno.- Odparła Megan pocierając ramiona, które-jak zauważyła Jennifer- schowała pod cienkim sweterkiem w odcieni wyblakłej od wielokrotnych prań czerwieni.
- My tu gadu-gadu, a czas leci.- Vanessa postanowiła się wtrącić.
- Racja.
       Jennifer pognała czym prędzej do łazienki. Po niecałych dziesięciu minutach była gotowa. Siostry wybrały dla niej przylegające do ciała dżinsy z dziurami, które zrobiła w nich miesiąc wcześniej. Po pięć na każdą nogawkę. W sam raz żeby wyglądać dobrze i zdenerwować matkę. Do tego czarna bluzka na cienkich ramiączkach. Zwieńczeniem „kreacji” były popielate trampki ponad kostkę z białymi czubkami. Gumkę do włosów cisnęła do niewielkiego plecaczka błękitnego koloru, w którym schowała strój na przebranie.
- Mam nadzieję, że podczas gry nie będę się pocić tak, jak pół godziny temu.
- Nie martw się.- Pocieszała Vanessa.- Gdyby ktokolwiek to zauważył, powiem, że dojrzewanie nie obchodzi się z tobą łaskawie.- Zaśmiała się na zły wzrok Jenny.- Oj, no nie złość się tak. Gdyby zauważyli, że Megan zamarza na środku boiska, powiem coś podobnego.
- Pocieszające.- Jennifer przewróciła oczami.
- Tak właściwie to tobie jest ciepło, czy zimno?- Spytała Megan zapinając czarną torbę.
- Jest mi…- Vanessa szukała odpowiedniego słowa.- Właściwie nie wiem jak. To bardzo dziwne uczucie. Tak jakbym nie odczuwała żadnej temperatury.- Zeszły na dół i skierowały się w stronę drzwi.
- W sumie logiczne, biorąc pod uwagę, że przybierasz temperaturę otoczenia.
- Chodźmy już lepiej.- Powiedziała Jennifer.- Nie będziemy przecież rozmawiać o otoczeniu podczas, gdy na dworze czeka na nas grupka chłopaków.- Uśmiechnęła się i otworzyła drzwi. Stał przed nią Bartek, który najwidoczniej chciał chwycić za klamkę, ponieważ jego dłoń jeszcze przez ułamek sekundy wisiała w powietrzu.
- Witam.- Jennifer odsłoniła dwa rzędy swoich śnieżnobiałych zębów i uśmiechnęła się serdecznie do kolegi. Była rozbawiona jego widokiem, tym bardziej, że u dołu trzystopniowych schodów, pokrytych kasztanowymi płytkami, stali pozostali trzej towarzysze.- Ściąłeś włosy.- Zauważyła. Wcześniej były długie na jakieś dziesięć centymetrów. Teraz- jak zmierzyła na oko Jenny- mają jakieś trzy centymetry.
- Świeży i pachnący, prosto od fryzjera.- Wysoki na jakieś 180 centymetrów chłopak chwycił Bartka za ramiona, wysuwając zza niego głowę. Adam jak zwykle musi wtrącić swoje trzy grosze. Młodzieniec przeczesał palcami po swoich jasnych blond włosach, próbując zwrócić w ten sposób na siebie uwagę. Bartek zrzucił dłonie kolegi ze swoich ramion, mrucząc coś pod nosem o nieodpowiedniej chwili. Zszedł po schodach unikając wzroku Jenny. Ta zamieniła się w olbrzymi znak zapytania. Nie rozumiała jego zachowania. Po jakiejś sekundzie poczuła stukanie w plecy.
- Podejrzewam, że fryzura Bartka jest niesamowicie olśniewająca i w ogóle cud miód, ale nadal stoisz w progu domu.- Powiedziała Megan. Jennifer starała się nie okazać zmieszania.
- Przezroczysta też zbytnio nie jesteś. Nie każ nam dłużej czekać na zobaczenie boskiej fryzury Bartusia.- Dodała Vanessa. Jenny w okamgnieniu usunęła się z drogi.
       Vanessa podeszła do wcześniej wspomnianego i poczochrała jego ciemne, kasztanowe włosy. Ten uśmiechnął się i odsunął o krok w stronę dwóch kolegów. Ciężko uwierzyć, że Jaś i Dominik to bliźniaki. Jaś ma czarne loki, a Dominik czarne proste włosy. Jaś ma oczy zielone, a Dominik niebieskie. Jaś ma bardziej wydatne kości policzkowe i ciut bardziej szpiczasty nos. Dominik natomiast może pochwalić się dołeczkami w policzkach, bardziej kształtnymi ustami i ciut bardziej wysportowaną sylwetką. Obaj jednak mają równie krzaczaste kruczoczarne brwi.
- Daję mocne 9 na 10.- Stwierdziła Vanessa szybkim ruchem ręki przejeżdżając po włosach Bartka.- A wy?
- Mocne 9.- Megan się uśmiechnęła.
- Będę musiała się przyzwyczaić, że na tym warkoczy raczej nie zaplotę.- Jennifer chwyciła za jeden kosmyk krótkich już teraz włosów.- No nie powiem, mogło być lepiej.- Mrugnęła do kolegi i uśmiechnęła się, chcąc go rozdrażnić.
       Bartek jednym szybkim ruchem chwycił jej głowę pod ramię i zaczął rujnować tarciem pięści jej świeżo umyte włosy.
- Ile dajesz?- Spytał. Jennifer zaczęła się śmiać, prosząc aby ją puścił. Gdy to nie przyniosło żadnego skutku, próbowała się zręcznie wywinąć. Uścisk był ostrożny, ale pewny. Nie miała szans się wydostać.
- Powiedz szczerze, co sądzisz, a oszczędzę ciebie i resztki twoich ułożonych włosów, a jeśli oceną nie będzie dziesięć, zadbam abyś wyglądała jak Adam.- Wskazał głową na blond czuprynę długości mniej więcej centymetra. Wyjął komórkę z kieszeni i zaczął przesuwać nią po włosach Jenny udając, że to maszynka.
- Dobrze, dobrze. Tylko oszczędź włosy. Daję mocne 10 i to wcale nie dlatego, że mi grozisz.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.- Jennifer uśmiechnęła się ciepło.
       W końcu została uwolniona z uścisku.
- Podejrzewam, że to ci się przyda.- Vanessa wyjęła szczotkę do włosów.
- Długo będziemy tu tak stać?- Megan dla podkreślenia swojego zniecierpliwienia zaczęła przestępować z nogi na nogę.- Gdzie gramy tym razem?
- Zarezerwowałem boisko na Orliku. Za 10 minut mamy tam być.- Powiedział Dominik.
- Więc na co czekamy? Chodźmy.- Megan otworzyła czarną zdobioną furtkę.
- Co ci się nie podoba w moich włosach?- Adam zapytał z udawanym wyrzutem.
- Ależ nic. Twoja fryzura jest cudna.- Jennifer się uśmiechnęła i szturchnęła kolegę ramieniem.
- Z kim gramy?- Vanessa wyprzedziła pozostałych. Idąc tyłem, czekała na odpowiedź. Jennifer oddała jej szczotkę i przeczesała jeszcze dla pewności włosy palcami.
- Z jakimiś nadętymi bufonami z innej szkoły.- Dominik poprawił czarną torbę na ramieniu.
- Jak to? Nie znasz ich?- Jennifer spojrzała na kolegę.
- Zaraz po tym jak nas wczoraj zapisałem, przyszli piekląc się, że oni chcieli zarezerwować boisko na tą godzinę. Stwierdziłem, że mała rywalizacja nam nie zaszkodzi. Poza tym, nie musiałem już szukać chętnych do gry. – Dominik przyspieszył kroku dorównując Van.
       Zeszli z głównej drogi i szli po szarej kostce prowadzącej w głąb lasu. Wdychali leśne powietrze tak bardzo różniące się od tego przy głównej ulicy. Cienie drzew spoczywały na nich gdy szli. Po drodze widzieli na ławce tylko jakąś starszą panią słuchającą śpiewu ptaków. Las może i nie jest wielki, ale przyjemnie się w nim przesiaduje. I do tego małe prawdopodobieństwo, że ktoś się w nim zgubi.
- Damy sobie radę. W końcu mamy nasze wspaniałe siostry.- Jaś poklepał Megan po plecach.
- Co wy byście bez nas zrobili?- Jennifer się uśmiechnęła.
- Nie mam pojęcia.- Bartek odpowiedział jej promiennym uśmiechem.
       Skręcili w lewo i doszli na skraj lasu. Ujrzeli przed sobą kilkumetrową zieloną siatkę.
- Czy to oni?- Adam wskazał głową siedem osób przed wejściem.
- Tak.- Odparł Dominik.- Starajcie się nie zwracać uwagi na ich idiotyczne odzywki.
- W końcu! Już myślałem, że stchórzyliście.- Jako pierwszy odezwał się blond włosy chłopak, żujący gumę.
- Niby z waszego powodu? Chyba śnicie.- Powiedział Bartek.
- Kiedy przyjdzie reszta waszej drużyny?- Ciemnowłosy pulchny chłopak zaczął się rozglądać dookoła.
- Jesteśmy już wszyscy.- Dominik zabrał głos.
- Czy wy sobie z nas żarty robicie?- Blondyn zmierzył wzrokiem siostry i dodał.- One mogą wam co najwyżej podać wodę po meczu.- Uśmiechnął się złośliwie.
- Ty chyba nie wiesz na co nas stać.- Jennifer stanęła przed nim  i spojrzała mu prosto w oczy. Teraz go rozpoznała.- Jak długo bolała cię głowa?- Stanęła, czekając na odpowiedź.- Wzrok kolegów skupił się na nim.
- Nie wiem o czym mówisz.- Próbował się wykręcać, jednak nie wychodziło mu to najlepiej.
- O co jej chodzi?- Pulchny chłopak zwrócił się do Olka.
- Czyli, że nie pochwaliłeś się kolegom? A to szkoda.- Jennifer postanowiła skorzystać z okazji, że chłopak milczy.- Rok temu braliśmy udział w warsztatach plastycznych, na których się zresztą poznaliśmy. Naszym zadaniem było namalować martwą naturę. Każdy zajął miejsce przy swojej sztaludze. Pomijam fakt, że zniszczył mój obraz, gdy poszłam po farbę, której mi brakowało.- Przerwała na sekundę, upewniając się, że inni nadążają. Olek uśmiechnął się, bo wiedział co Jennifer zaraz powie.
- Wylał na moją głowę brudną wodę do płukania pędzli.- Przerwał jej prześmiewczy śmiech kolegów Olka, którzy przybijali sobie z nim piątki.- Jeszcze nie skończyłam.- Gdy ucichli, kontynuowała.- Nie chciałam pozostać mu dłużna i roztrzaskałam pudełko po farbach na jego głowie.- Tym razem to koledzy i siostry Jenny zaczęli się śmiać. Znajomi Olka ukrywali uśmiechy, by ten tego nie zauważył. Jennifer uśmiechnęła się z satysfakcją na wspomnienie pudełka na farby z cieniutkiej sklejki, które z głośnym hukiem rozpadło się na kawałki.
- Mówiłeś, że miałeś te szwy po wdaniu się w bójkę z dresami.- Chudy, wysoki, ciemnowłosy chłopak odezwał się do Olka. Siostry i ich koledzy śmiali się dalej.
- Dosyć!- Olek podniósł głos.- Zbliżył się do Jennifer i sapnął jej w twarz. W jego oczach błyszczało zażenowanie i furia.- Zaraz się przekonamy na co cię stać.
       Jennifer ze spokojem go wyminęła, pokazując ruchem ręki swojej drużynie, by poszli za nią. Na terenie Orlika znajdują się cztery szatnie, dosyć sporej wielkości. Do jednej wejdzie jakieś 35 osób. Ich wielkość zapewne jest spowodowana pobliską szkołą, której uczniowie często przychodzą tu w ciepłe dni na lekcje wychowania fizycznego. Błękitne szafki pyszniły się nowością. Podłoga wyłożona była szarym linoleum. Ściany i sufit były natomiast białe. Sztuczne światło nie pozostawiało żadnego zacienionego miejsca. Rzuciły swoje torby na ławki z ciemnego drewna i zaczęły wyciągać z nich ubrania.
- Masz jakiś plan?- Vanessa przesunęła zasuwkę w drzwiach.
- Grać tak jak zawsze, czyli najlepiej.- Jenny zaczęła się przebierać.
* * *
       Gdy wyszły z szatni, koledzy z drużyny już na nie czekali. Pomimo, że było ciepło, słońce skrywało się za grubym płaszczem chmur.
- Gotowe dać im łomot?- Jaś zerknął na boisko.
- Oczywiście.- Megan wkroczyła pewna siebie na boisko, a za nią reszta drużyny.
- Tym razem ja stanę na bramce.- Powiedział Janek i w tej samej chwili dostrzegł przeciwną drużynę wchodzącą na murawę.
- Dobrze. Ja zajmę twoją poprzednią pozycję. Reszta bez zmian mam rozumieć?- W odpowiedzi kiwnęli głowami.
- Ja prawa, ty środek, Jenny lewa strona, a Vanessa z Dominikiem obrona.- Uściśliła Megan.
- Damy radę. Jak zawsze zresztą.- Jennifer się uśmiechnęła i wraz z pozostałymi przeprowadziła szybką rozgrzewkę, po czym zajęli swoje miejsca.
       Mecz szedł jak po maśle. Bartek strzelił pierwszego gola jakieś pięć minut po rozpoczęciu. To tylko podsyciło gniew przeciwników. Jennifer podała piłkę do Megan. Ta z impetem trafiła w nią nogą. Przedmiot z taką prędkością wpadł do bramki, że zawodnicy byli jedynie w stanie dostrzec ledwo widoczną przelatującą w powietrzu jasną smugę. W siatce widoczna była wypalona dziura, za którą leżała piłka, osmalona prawdopodobnie w miejscu kopnięcia Meg. Przeciwnicy przerwali mecz, aby przyjrzeć się zjawisku. Bramkarz patrzył w piłkę jak w magiczną kulę.
- Coś ty zrobiła z tą piłką?- Powiedział w końcu.
- Przecież była brudna od samego początku meczu.- Vanessa prędko stanęła w obronie siostry.
- To jak wyjaśnisz dziurę w siatce?- Bramkarz nie dawał za wygraną.
- Jest tam od co najmniej tygodnia.- Jennifer się dołączyła. Chłopak chciał powiedzieć coś jeszcze, lecz Dominik go uprzedził.
- Będziemy dalej ględzić o brudnej piłce, czy skończymy mecz?
       Wszyscy wrócili na swoje miejsca i wznowili grę. Jennifer zauważyła osmalony but Megan i zastanawiała się, czy ona również to dostrzegła. Chwilę później Olek trafił do ich bramki. Jenny nie pozostała mu dłużna, zdobywając kolejny punkt dla swojej drużyny. Tym razem piłka w miejscu uderzenia pokryła się szronem. Zawodnicy przeciwnej drużyny postanowili zignorować ten fakt. Jennifer podniosła wzrok, nie chcąc zwracać uwagi na swój oszroniony bok buta. „Wkładamy w to zbyt dużo emocji. Oby nie stało się nic gorszego”.- Pomyślała w momencie odebrania piłki Olkowi. Chłopak nie ustępował, próbując ją przejąć przez całą drogę do bramki jego drużyny. Słońce wyłoniło się zza chmur, ogrzewając wszystkich swoimi  promieniami. Jennifer ani przez chwilę nie dała Olkowi forów. Czuła ciepło słońca nagrzewającego czarną koszulkę na jej plecach. Czuła się jak unoszona przez skrzydła. Biegła prosto w stronę bramki. Stwierdziła, że co ma się stać i tak się stanie. Zerwał się wiatr. W momencie, w którym już prawie kopnęła piłkę, zapewniając kolejny punkt dla jej drużyny, Olek z premedytacją zamiast odebrać jej obiekt walki, skupił całą swoją siłę na kostce Jennifer. Ta zaskowyczała z bólu i upadła zszokowana na boisko, pozwalając tym samym radośnie poturlać się piłce w odległy kąt boiska. Olek odwrócił się w jej stronę z triumfalnym uśmiechem. Jenny posłała mu wściekłe spojrzenie, w którym skumulowała wściekłość wszystkich ostatnich zdarzeń. Wiatr zawirował wokół ich dwójki. Związane w kitkę włosy dziewczyny unosiły się teraz z kierunkiem ruchu powietrza. Ledwo widoczny blask niesiony z niespodziewanym podmuchem okrążył sylwetkę chłopaka i uderzył całą swą mocą w jego lewą pierś, tworząc warstwę lodu stopniowo rozlewającą się po jego koszulce.
- Jenny!- Vanessa po chwili podbiegła do siostry wraz z resztą drużyny.
       Ta szybko odwróciła wzrok przestraszona tym co właśnie zrobiła. Cała wściekłość uleciała z niej w ułamku sekundy. Wiatr momentalnie ustał. Olek przykucnął na ziemi przerażony całym zajściem. Lód przestał się rozchodzić, jednak ten czuł, jakby zimna skorupa zdążyła wbić się w jego ciało, powodując potężny ból. Był blady ze strachu. Dodatkowo odkrył, że but, którym wymierzył cios Jenny w jednym miejscu pokrył szron. Jennifer siedziała naprzeciwko niego, ostrożnie masując obolałą kostkę. Obserwowała chłopaka, zastanawiając się, czy jakiekolwiek kłamstwo będzie miało tutaj sens.
- Stary, odwaliło ci?!- Bramkarz wydawał się nie dostrzegać stanu kolegi.- To jest przesada nawet jak na ciebie!
- Wiedźma!- Wykrztusił Olek.- Wy dwie, i pewnie tamta trzecia też!- Wskazał po kolei palcem na każdą z sióstr.- Jesteście wiedźmami!
- Daj już spokój, nie poniżaj się bar… Coś ty mu zrobiła?- Pulchny chłopak dostrzegł lód na koszulce kolegi. Teraz patrzył na Jennifer jednocześnie zły jak i przerażony.
       Razem z bramkarzem chwycili ostrożnie Olka i powoli zaczęli wyprowadzać go z boiska. Ten burknął tylko „Wygraliście”, krzywiąc się przy tym z bólu, po czym odszedł z dwoma kolegami w stronę szatni. Za nimi ruszyła reszta drużyny. Bartek i Jaś pochwycili Jenny, pomagając jej stanąć. Postarała się przerzucić cały ciężar ciała na lewą nogę. Bartek spojrzał na jej kostkę, która zaczynała puchnąć. Na jego twarzy pojawiły się rumieńce złości.
- Co za kretyn. Jak tylko dorwę go w swoje ręce to obiecuję, że nogi mu z…- Zaczął się coraz bardziej nakręcać.
- Spokojnie.- Jennifer mu przerwała.- Żyję, nic mi się nie stało… to znaczy nic poważnego.
- O co mu tak właściwie chodziło?- Dopytywał się Jaś.
- Nie mam pojęcia- Odparła Jennifer.
       Poczekali aż ostatni zawodnik przeciwnej drużyny zejdzie z boiska, po czym skierowali się w stronę wyjścia. Vanessa dojrzała, że chłopak trzymał w rękach piłkę i odnosząc ją, bacznie się jej przyglądał. Siostry wymieniły spojrzenia. Wiedziały, że będą musiały opowiedzieć o wszystkim Uli.
- Dziś już raczej nie popływam.- Jenny się skrzywiła.
- Nie martw się. Biorąc pod uwagę wasze „zdolności samo-regeneracji” za jakieś trzy lub 4 dni będziesz śmigać tak szybko jak na meczu.
- Albo nawet szybciej.- Adam wyprzedził ich, aby otworzyć drzwi od jednej z szatni.- Gdybyście miały jeszcze jakieś super-moce, mogłybyście zwalczać zło w naszym mieście, nie martwiąc się szczególnie o zdrowie.
- Mówiąc „zło w naszym mieście” masz na myśli dresów niszczących okoliczne ławki?- Vanessa wskazała głową graffiti znajdujące się na jednej z czterech szatni.
- Gdy pojawią się super bohaterki z pewnością znajdą się przestępcy.
- Oczywiście, bo przestępcy nie marzą o niczym  innym, jak o zostaniu skopanym przez pseudo-bohaterki.- Megan spojrzała na niego wymownie.- Poza tym nie widzę nas jako „zamaskowane mścicielki”- Przyznała.
- Jakbyście się odpowiednio ubrały…- Upierał się Adam.
- Nawet gdyby- Powiedziała Jennifer.- To z pewnością nie byłyby to błyszczące kostiumy z obcisłej lycry, nie zakrywającej prawie niczego co powinny.
- Szkoda…- Adam się rozmarzył. Jennifer wyprostowała się i szturchnęła go ramieniem, co miało znaczyć, że wybrał kiepski moment na wyobrażanie sobie tego.- No co? Pomarzyć nie można?- Puścił oczko do sióstr.
- Może nie, gdy stoimy tuż obok?- Vanessa uśmiechnęła się.
- Najlepiej powieś sobie nasze zdjęcia nad łóżkiem dla lepszego zobrazowania.- Doradziła Megan.
- A myślisz, że to modelki pokrywają całą moją ścianę sypialni? Skradam się niczym psychopatyczny stalker i pstrykam wam zdjęcia o każdej porze dnia i nocy.- Złożył dłonie w aparat, przystawił do oczu i udawał, że naciska przycisk.
Siostry tylko pokręciły głowami i bez słowa zniknęły w swojej szatni.

                                                                                   Prawa autorskie zastrzeżone

niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 7

Ci, którzy byli na moim blogu już wcześniej, z pewnością będą się zastanawiać i dociekać kim jest Megan. Otóż jest to nadal nasza kochana Kitka, uznałam jednak, że to imię jest zdecydowanie ładniejsze i po prostu bardziej pasuje. Dla jasności- Kitka od teraz ma na imię Megan. Starałam się poprawić to imię w pozostałych rozdziałach. Jeżeli jednak ktoś dojrzy "Kitkę" byłabym wdzięczna gdyby mnie poinformował :) W poprzednich rozdziałach zaszły niewielkie zmiany, głównie stylistyczne. Zmieniłam tylko siostrom wygląd włosów w rozdziale 1. Myślę, że na ten moment to tyle ogłoszeń, nie przedłużam więc niepotrzebnie i odsyłam do rozdziału siódmego znajdującego się poniżej :)
                                                        
                                                        

- Mogliby chociaż po sobie posprzątać.- Vanessa położyła materac na miejscu i pościeliła swoje łóżko.
- Kiepscy z nich włamywacze. Nawet nie umieją zatrzeć po sobie śladów.- Jennifer wykonała tą samą czynność co siostra.- Ej, spójrzcie.- Podeszła do rogu dywanu, na którym stał pozostawiony przez nią karton.- Tylko to stoi tam, gdzie zostawiłam.
- Może nie zwrócili na nie uwagi?- Megan ścieliła własne łóżko.
- Najwidoczniej. Na pewno zostawiłam je w takiej pozycji. Nawet go nie ruszyli.
- No to całe szczęście, bo gdyby je podnieśli, spalony dywan w tym miejscu mógłby dać im „małą” wskazówkę, że nie tylko ty tu mieszkasz.- Powiedziała Vanessa.
- Czyli, że tylko dzięki temu, że Jennifer położyła tu to pudło, jestem tymczasowo bezpieczna?- Spytała się Megan.
- Na to wychodzi.- Ula składała ubrania sióstr, rzucone przez Łowców na podłogę.
-  Mamy żyć normalnie, ale jak?- Jennifer zaczęła pomagać Uli składać ubrania.- Z Megan nie możemy nawet nikogo dotknąć. Nie da się uniknąć kontaktu fizycznego, choćby na przykład, gdy ktoś cię niechcący szturchnie ramieniem. Nie chcę nikogo zamrozić, a Meg z pewnością nie chciałaby nikogo spalić.
- No może Zośkę…- Megan zamknęła okno. Vanessa uniosła brew.- Nie mówcie, że wy też nie macie na to ochoty.- Dopowiedziała.
- Nie wiem co mogę wam powiedzieć.- Odparła Ula.- Jedynym wyjściem z sytuacji jest zwiększona ostrożność. Vanessa może wam pomóc.
- Jak zwykle los naszej trójki leży w moich rękach.- Vanessa westchnęła przesadnie.
- Co byśmy bez ciebie zrobiły?- Jennifer przewróciła oczami.
- Nie mam pojęcia.- Vanessa podeszła do biurka Jennifer.- Jenny…
- Co jest?- Jennifer ścierała ślady błota z parapetu.
- Może lepiej sama podejdź i to zobacz.- Vanessa upuściła karteczkę znalezioną na biurku siostry.
       Wszystkie przerwały wykonywane dotychczas czynności. Stały w oczekiwaniu na to, co zaraz usłyszą. Wydawać się nawet mogło, że zarówno Vanessa jak i Megan się najeżyły. Spojrzenia obecnych w pokoju spoczęły na Jennifer, która na miękkich nogach podeszła do siostry, kucnęła i podniosła upuszczoną wiadomość. Zadziałało u niej dziwne przeczucie. Coś jakby… instynkt? Tylko to słowo przychodziło jej do głowy w chwili, gdy trzymała kartkę pomiędzy dłońmi. Wyglądało to trochę jakby się modliła. Była jednak czujna. Miała nieobecny wzrok. Spoglądała gdzieś w dal. Po jakiś dwudziestu sekundach Megan zaczęła się niecierpliwić.
- Powiedz w końcu co tam jest napisane!- Uniosła głos przerażona tym, jaka treść kryje się na znalezisku.
- Co?- Jennifer miała wrażenie, że została wytrącona z głębokiej zadumy.
- No karteczka, którą nie wiedzieć czemu trzymasz ciągle między dłońmi.- Wskazała palcem na zaciśnięte kurczowo dłonie.
- Wyczułaś…- Zaczęła Ula.
- Tak.- Jennifer jej przerwała.
Znów nastała cisza. Jenny wzięła głęboki oddech i spojrzała na tekst. Otworzyła szeroko oczy, nie dowierzając  temu, co przeczytała.
- „ Tym razem miałaś sporo szczęścia. Uważaj na siebie.”
       Karteczka znów wylądowała na ziemi. Jennifer robiła wszystko, by uspokoić natłok myśli. Siostry również próbowały opanować narastający strach. Ula milczała tylko i obserwowała całą trójkę uważnie. Jakimś cudem udało im się zapanować nad mocą, która chciała po raz kolejny ukazać się w sposób niekontrolowany.
- Kto?- Po minucie milczenia, Ula odezwała się jako pierwsza. Jej śmiertelna powaga dodatkowo zagęszczało atmosferę. Siostry dostrzegły jednak w jej oczach cień strachu.
- Claro.- Jennifer podniosła głowę i spojrzała na kobietę. Grzywka opadła na lewe oko dziewczyny.
       Hedera spojrzała na podopieczną z niedowierzaniem.  Uniosła ręce ku sufitowi. Pokój wypełnił się żółtymi iskrami, które wydostawały się na zewnątrz przez każdą najmniejszą szczelinę. W pomieszczeniu zrobiło się przyjemnie ciepło. Delikatny wiatr rozwiewał obecnym włosy. Siostry obserwowały z zaciekawieniem zjawisko. Przez okno widziały jak pył łączył się i tworzył kopułę wokół ich domu. W jednej chwili widziały żółtą masę przysłaniającą świat, w następnej, zaczęła się jednak rozpływać, aż stała się niewidoczna.
- Co to było?- Vanessa z trudem wykrztusiła z siebie cokolwiek.
- Zaklęcie ochronne. Nie wyczują naszej magii. Przynajmniej na razie.- Odparła Ula.
       Kobieta podniosła prawą rękę ponad głowę. Zrobiła nią kilka kółek. Żółte iskry osiadły na porozrzucanych przedmiotach w pokoju. Wszystko lewitowało. Chwilę później w pomieszczeniu panowała nieskazitelna czystość.
- Nie mogłaś tego zrobić od razu?- Megan powiedziała z wyrzutem.
- Daj spokój.- Jennifer spokojnym głosem powstrzymała siostrę przed dalszymi komentarzami.- Słuchamy.
- Skąd pewność, że to on?- Ula patrzyła na podopieczną zaniepokojonym wzrokiem.
- Powie mi ktoś, co tu się dzieje?- Megan zaczęła się niecierpliwić, jednak została zignorowana.
- Gdy trzymałam wiadomość… nie wiem jak to powiedzieć… miałam wizję, w której ją pisał. Tej wizji towarzyszył damski głos. Śmiała się i powtarzała w kółko: „Claro, Claro”.
- Nie mogę w to uwierzyć.- Urszula podeszła do biurka, na którym leżała karteczka.
- Ja też. Do tej pory nie wiem o co chodzi.- Vanessa spojrzała karcąco na siostrę, dając jej znak, żeby poczekała na rozwój sytuacji.
- Potraficie podejść i wyczuć, że ktoś tak jak wy posiada moc. To i tak jest wyjątkowe. Jennifer, ty potrafisz dowiedzieć się, kim konkretnie jest osoba, która w danej chwili dotykała jakiegoś  przedmiotu. Jesteś w stanie poznać przez to jej wygląd, imię, a nawet moc. Działa to również na śmiertelnych. Słyszałam o osobach takich jak ty, ale nigdy nie miałam okazji nikogo takiego poznać… to jest wręcz niemożliwe. Ostatnia osoba na naszej planecie, u której rozpoznano ten talent, zmarła dobre sześćset lat temu…
       Wszystkie stały w miejscu i wpatrywały się w Jennifer. Nie rozumiała dlaczego właśnie ona musiała posiadać ten dar. Czemu trafił się akurat jej? To nie ma sensu. Równie dobrze, gdyby była taka możliwość oddałaby tą umiejętność pierwszej napotkanej osobie. Tylko, że ta moc jest niesamowita i Jennifer się naprawdę spodobała. Nie mogła się jednak pozbyć wrażenia….
- Czy to był głos mojej mamy?- Miała łzy w oczach, gdy Ula milczała, najwyraźniej zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Gdy miała gorszy dzień…- Zaczęła. Starała się ostrożnie dobierać słowa, jakby miała przed sobą tykającą bombę, którą musi rozbroić.- Claro robił wszystko, aby ją rozbawić. Udawał, że się potyka i tym podobne rzeczy. Powtarzała tylko „Claro, Claro…uważaj, bo zaraz sobie coś zrobisz” i zaczynała się śmiać.
Jennifer bezradnie rozejrzała się po pokoju. Megan i Vanessa stały obok siebie i w milczeniu wpatrywały w siostrę. Ta zacisnęła jedynie pięści, próbując w ten sposób powstrzymać piekące łzy.

- Nie mam pewności, że jesteś tym, kim myślę. Twoja moc nie rozwinęła się na tyle, abym mogła to stwierdzić.- Powiedziała Ula. Chciała podejść do Jennifer, ale ta się cofnęła.
- Nie chcę mieć tej mocy. Nie chcę mieć w ogóle mocy. Czemu nie mogę być normalna?!- Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Żałowała tych słów. Wie, że jej misją jest powstrzymać Łowców i zrobi to na pewno. Przytłoczyła ją świadomość, że właśnie słyszała głos matki. Do tego ta dodatkowa „inność”, która z pewnością ucieszyłaby jej siostry, gdyby to trafiło akurat na nie. Słyszała głos biologicznej matki, zabitej przez Łowców. Nie. Nie da się emocjom. Zrobi wszystko, aby te nic nie warte kreatury odpowiedziały za zabicie zarówno jej rodziców, jak i rodziców jej sióstr.
- Wszystkie jesteśmy inne i przejdziemy przez to razem.- Vanessa podeszła do siostry i ją przytuliła. Powstała przy nich spora kałuża, na której pływały lilie wodne.
- My to zrobiłyśmy?- Jennifer się uspokoiła i wytarła łzy.
- Ciekawe rzeczy wychodzą, gdy połączą się dwie różne moce, prawda?- Ula się uśmiechnęła.
       Jennifer otarła pojedynczą łzę, która ukradkiem przemykała po jej policzku.
- Musimy znaleźć mojego opiekuna.
       Ula przytaknęła tylko lekko, pogrążona w swoich myślach. Liczyła na to, że jej podejrzenia okażą się błędne. Z drugiej jednak strony, Jenny mogłaby uratować tym darem wszystkich mieszkańców Uranium. Lepiej nie myśleć o tym, „co by było gdyby” póki nie ma się stu procent pewności. Jennifer ma rację- musi jak najszybciej znaleźć swojego opiekuna, bo inaczej czeka ją śmierć. Ula skarciła się w myślach, nie dając poznać po sobie obaw.
- Znajdziemy go.- Przytuliła Jenny, pocieszając tym gestem bardziej siebie niż Jennifer.
*
                                                                              *
                                                                                                                                        *
Nie. Wcale nie umarłam. Mam się świetnie. Wy również nie umarliście i nie trafiliście do miejsca z ukrytym kolejnym rozdziałem ;) Witam Wszystkich bardzo serdecznie po baaardzo długiej przerwie. Jeżeli myśleliście, że porzuciłam opowiadanie i bloga, byliście w wielkim błędzie. Za dużo by wymieniać ile rzeczy przez ten czas mnie od tego bloga i od Was odciągało. W dużym skrócie: Przepraszam, nie bijcie ;( Jestem niesamowicie szczęśliwa, że pomimo braku jakiejkolwiek informacji ode mnie, licznik wyświetleń nadal szedł do góry. Cieszę się z każdej nowej osoby, jak i z "weteranów" którzy są ze mną od roku.. właśnie. Czujecie to? Blog ma już prawie rok, a ja mam dopiero prolog i siedem rozdziałów... powiedzmy, że tym razem nie będę Wam obiecywać, że się poprawię, bo prawie zawsze kiedy próbuję cos w tym stylu obiecać, życie robi wszystko żebym tej obietnicy nie dotrzymała. Zapraszam do komentowania, bo chcę mieć z wami jakikolwiek kontakt i świadomość, że mój blog nie jest wyświetlany przez "przypadkowych gapiów", którzy od razu wklepują inny link. Życzę miłej nocy, bądź dnia, zależy kiedy i w jakim kraju to czytasz ;)

                                                                                                  Prawa autorskie zastrzeżone

niedziela, 3 kwietnia 2016

Nowy rozdział

Witam wszystkich serdecznie :) Widzę, że pomimo braku mojej aktywności w ostatnim czasie, mój blog wciąż odwiedza sporo osób. Jest mi z tego powodu bardzo miło :) Chciałabym poinformować, że pracuję nad kolejnym rozdziałem, pojawi się on jednak dopiero pod koniec kwietnia, ponieważ dopiero wtedy będę miała wystarczająco dużo czasu aby przysiąść i go dokończyć. Mimo to zachęcam do dalszego obserwowania mojego bloga :)

czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział 6

- Jenny, proszę obudź się.- Jennifer otworzyła oczy, a jej wzrok powoli zaczął się wyostrzać.- Boże, Jenny tak się wystraszyłam.- Ula odetchnęła z ulgą.
- Co się stało?
- Zemdlałaś. To się zdarza w twoim wieku. Dojrzewacie i tak to czasem bywa. Czym się aż tak zdenerwowałaś?
- Jak długo byłam nieprzytomna?
- Około 10 minut.
- Pogotowie w drodze?
       Jennifer nadal leżąc rozglądała się po pomieszczeniu. Ściany były beżowego koloru, a meble ciemnego brązu. Na ciemnych panelach leżał biały i puchaty dywan. Znajdowały się w pokoju Oliwii, jednej ze sprzątaczek. Nic w tym dziwnego biorąc pod  uwagę, że zarówno pokój sióstr jak i Uli został zdemolowany.
- Uznałam… że to nie jest konieczne. Już się czujesz lepiej, prawda?
- Nie czas już zakończyć tą szopkę?- Odparła Jennifer, widząc siostry stojące tuż za Urszulą. Wygląda na to, że nikt jeszcze nie poruszył tego tematu.- To nie my zniszczyłyśmy twój i nasz pokój.
- Nieźle ci szło udawanie przez te wszystkie lata.- Vanessa odważyła się odezwać.
- O czym wy mówicie? Nie rozumiem.- Udawała zdziwioną, lekko przygryzała dolną wargę.
- Mówimy o tym, że to ciebie kazali nam szukać nasi biologiczni rodzice. Mam rację Hedero?- Megan chwyciła kobietę za ramię.
- Przestań!- Ula wyrwała się z uścisku Meg. Wyraźnie ją to zabolało.
- Pozwól, że ci pomogę.- Jennifer jeszcze z trudem i mroczkami przed oczami usiadła i chwyciła za miejsce, którego wcześniej dotykała jej siostra. Ramię kobiety pokryło się lekkim szronem, który znikł w momencie, gdy Jennifer opuściła dłoń.
- Dobrze już dobrze. Jestem Hederą.- Kobieta wstała, a Jennifer opadła na poduszkę.- Wszystko w porządku? Śnieżynko, hej!-  Kobieta od zawsze zwracała się do nich pieszczotliwie, pomimo ich wieku, ale dziewczynom to nie przeszkadzało. Czuły się dzięki temu przez kogoś kochane.
- Po prostu jeszcze trochę kręci mi się w głowie, to tyle.- Jennifer próbowała wstać, ale Ula ją powstrzymała.
- Leż. Póki nie panujecie nad swoimi umiejętnościami, wasze emocje z nimi nie współgrają. Mocniej niż ludzie reagujecie na radość, strach, panikę, złość i inne emocje. Jak twoje ręce?
- Ręce?- Jennifer podniosła prawą rękę i zobaczyła szron, który sięgał prawie do łokcia.
- Możesz nimi ruszać, to znaczy, że już lepiej. Doświadczyłaś lekkiego ataku paniki. Zdarzy się wam to jeszcze z pewnością nieraz nim okiełznacie moce.
- Lekkiego? To ja nie chcę wiedzieć jak będzie wyglądał duży.- Vanessa próbowała rozładować napięcie, a Ula się uśmiechnęła.
- Nie ma pewności, że przy kolejnej takiej sytuacji stanie się to samo. Musicie więc być przygotowane na wszystko.
- Dlaczego nie chciałaś się przyznać, że to ty jesteś Hederą?- Zapytała Jennifer obracając głowę w jej stronę.
- Jeden z Łowców Żywiołów potrafi zmienić się w dowolną osobę. Nie mogłam zaryzykować, że wydam siebie i was.
- Ulu…- Zaczęła Megan.- Jaką ty masz moc?
- Władam przyrodą jak Vanessa.
- To Łowcy Żywiołów.- Jennifer chciała wstać, ale Urszula znów ją powstrzymała. Jenny położyła więc głowę na poduszkę.
- O czym ty mówisz?- Ula pobladła.
- Widziałam ich.- Jennifer kontynuowała.- Byłam w twoim pokoju, poczułam coś dziwnego, a potem usłyszałam ich zza zamkniętych drzwi…
- Chwila, co robiłaś w moim pokoju?
- Nie gniewaj się. Po prostu szukałam czegoś co pozwoliłoby nam upewnić się, że jesteś Hederą. Kontynuując. Weszłam szybko pod twoje łóżko, a potem… to może już lepiej pokaże ci nagranie.
       Megan wybiegła i po kilku chwilach wróciła nawet nie zdyszana, z monitorem, po czym odtworzyła nagranie.
- Nie do wiary…po tylu latach.
- To nie wszystko. Zemdlałam bo….bo przeraziłam się tym co zobaczyłam. Gdy stanęłam w progu twojego pokoju… bałagan był większy niż gdy z niego wychodziłyśmy. Musieli wrócić zaraz po tym jak wyszłyśmy i przeraziłam się myślą, że widzieli jak wychodziłam spod łóżka i, że wiedzą, że ich widziałam.
- Spokojnie. Nie denerwujcie się.- Ula powiedziała to do wszystkich, ponieważ po słowach Jennifer, Vanessa i Megan również o mało nie zaczęły panikować.- Już poszli, ale nadal nie chce mi się wierzyć, że po tylu latach udało im się nas znaleźć.- Zwracając się do Meg i Jennifer.- Musicie odnaleźć swoich opiekunów. Ja mogę wam dać jedynie kilka wskazówek. To oni będą was uczyć jak rozwijać swoją moc. W tym mogę pomóc tylko Vanessie.
- Nie wiesz chociaż kim oni są?- Jennifer wbrew nakazowi Uli usiadła na łóżku.
- Niestety nie. Wiem tylko, że z pewnością opiekowali się wami przez te lata.
- Powiedz mi.- Zaczęła Jennifer.-  Co to było za dziwne uczucie, które miałam zanim jeszcze usłyszałam ich głosy?
- Wyczuwasz ludzi, którzy mają moc. Nie wszyscy to potrafią. Jako królewskie córki powinnyście posiadać tą zdolność, ale nie jest powiedziane, że ją macie. Spójrz.- Ula zmieniła temat.- Twoje ręce już wyglądają normalnie. Teraz możesz wstać.
- Rzeczywiście… zaraz…nasz pokój.- Jennifer wstała i szybko, ale cicho zamknęła drzwi od pokoju, w którym aktualnie przebywają.
- Jenny, co się dzieje?- Megan się zaniepokoiła.
- Też to czuję.- Powiedziały jednocześnie Ula i Vanessa.
- Ale co czujecie…czyli o to wam chodziło?- Megan najwidoczniej też to wyczuła, ponieważ widać było gęsią skórkę na jej ciele.
- Są w naszym pokoju. Czego tam jeszcze szukają?- Jennifer wzdrygnęła się siadając na łóżko.
- Chyba wyczuli twój strach. Uaktywniłaś swoją moc, bo pokryłaś się szronem. Zresztą po tym jak zemdlałaś w włosach Vanessy pojawiły się gałązki róży, a z Meg zaczął ulatywać dym, który o mało nie włączył alarmu przeciwpożarowego. Musicie być spokojne.
- Ale musisz przyznać, że było mi ładnie z tymi gałązkami. Coś mówią.- Vanessa delikatnie poruszyła uszami jak nasłuchujące zwierzę.
 - Poczekajcie. Przecież zostawiłam kamerki na naszych łóżkach, a monitor mamy tutaj. Możemy zobaczyć i usłyszeć co mówią.
- No to włączaj, szybko.- Vanessa pogania Megan.
- Gotowe.- Meg ustawiła monitor na szafce nocnej.
       Usiadły na łóżku Oliwii ustawionym lewym bokiem do ściany.

- Po co tu wróciliśmy?- Mężczyzna z aksamitnym głosem odezwał się jako pierwszy.
- Bo wyczułem tu nagły, spory przypływ energii nienależącej do Hedery.- Odparł mężczyzna w glanach.
-Mieszka tu raczej tylko jedna z tych dziewczyn. Myślę, że nie są na tyle głupi aby ukryć je wszystkie w jednym miejscu.- Czwarty głos podszedł do szafy i przykucnął.- Nix tu mieszka.
- Po czym tak sądzisz?- Mężczyzna w glanach podszedł do niego.
- Płatki kwiatów okryte lodem.
- Może to zwykły przypadek. Nie możemy…- Mężczyzna w glanach wyglądał jakby próbował odwieść znajomego specjalnie.
- To zwykły przypadek, że w domu, w którym mieszka Hedera, w pokoju nastolatki znajdujemy zamrożone płatki róży? Czuję tu jeszcze energię lasu…  to pewnie Hedera.
- Czyli jedną już mamy. Co robimy?- Odezwał się aksamitny głos.
- Na razie tu nie wracajmy. Nigdzie nam przecież nie uciekną. W końcu tu mieszkają. Powinniśmy poszukać pozostałej trójki. Chyba nie szukaliśmy jeszcze w Norwegii. Myślę, że za jakiś miesiąc będziemy mogli tu spokojnie wrócić.
- Miesiąc? A co jeśli zdąży opanować swoją moc?- Mężczyzna z aksamitnym głosem się odezwał.
- Daj spokój. Powołaniem Hedery jest przyroda a nie lód. Nie da rady jej niczego nauczyć. Poza tym musiałaby być naprawdę zdolna, by w miesiąc opanować coś co powinna umieć od szesnastu lat.
- Chodźmy już. U Hedery o mało nas nie przyłapały, a teraz jesteśmy w ich pokoju.- Mężczyzna w glanach podszedł do okna.
- Poczekaj. Co się tak gorączkujesz? Z naszej czwórki ty najlepiej wyczuwasz energię. Znaczy się, jest jeszcze Torrens, ale aktualnie przepływa przez Ocean Indyjski w stronę Australii. To jej biurko.- Podniósł coś z zauważonego mebla.- Śliczna. Piękne zdjęcie. Normalnie skóra zdarta z matki. Claro.- Zwrócił się do mężczyzny w glanach.- Może poderwiesz ją jak jej matkę? W końcu Fluminis też była od ciebie o sto lat młodsza.
- Zamknij się.- Claro warknął do znajomego.
- Wyluzuj, tak się tylko z tobą droczę. Ma wspaniałe rysunki.- Przeglądał dalej znaleziska.- Oczywiście dużo płatków śniegu. Spójrz na nie Claro, w końcu to twój żywioł. Narysowała nawet własnych rodziców. Niesamowite.- Mówił ze szczerym podziwem.- No proszę, jesteś i ty!- Mężczyzna podał Claro rysunek, na którym ten był. Rysunek idealnie odwzorowuje rzeczywistą postać narysowanego. Jest nawet tak samo ubrany. Claro wpatrywał się w dzieło nie mówiąc nawet słowa.- To musi być przeznaczenie.
- Powiedziałem żebyś się zamknął!- Claro złożył dłoń w pięść i z całej siły uderzył kolegę w twarz. Ten upadł na ziemię, a krew cienką stróżką płynęła mu z nosa.
- Ogarnij się chłopie! Masz problemy z agresją, czy co?!  Spadamy, bo Claremu zaczyna odwalać.
       Cicho wyszli przez okno.

- Nie wyczuli nas.- Megan zwróciła się do Vanessy.-… ale za to…
- Ale za to wyczuli mnie.- Dokończyła Jennifer.
- Musimy szybko znaleźć twojego opiekuna. Same słyszałyście. Mamy tylko miesiąc lub nawet mniej. To bardzo mało czasu.- Meg wyłączyła ekran.
- A co z twoim opiekunem?- Jennifer podeszła do siostry.
- Mój może poczekać. Nie wiedzą, że tak naprawdę mają całą trójkę pod nosem. To ty jesteś w niebezpieczeństwie.- Jennifer była zdumiona, ponieważ nie spodziewała się, że Megan okaże jej tyle zrozumienia.
- No dobrze, ale nie wiemy od czego zacząć. Gdzie mamy szukać?- Jennifer zwróciła się do Urszuli.
- Nie wiem. Mogę was tylko nauczyć jak opanować choć w części waszą moc, tak żebyście nie wydały się przy ludziach. Tak w ogóle o co im chodziło, gdy mówili o tym, że muszą znaleźć jeszcze trzy?
- W nocy nasze pierścienie się… połączyły. Ukazali się nam nasi rodzice. Mówili o zaginionej dziewczynie, która włada żywiołem powietrza.- Vanessa zaczęła tłumaczyć.
- No tak! Wiadomości. Przez te szesnaście lat całkiem o nich zapomniałam. To znaczy… że Aura jest w niebezpieczeństwie, a ja nie wiem czy jest bezpieczna… i czy jej biologiczni rodzice żyją.
- Co?! To znaczy, że jest możliwe, że jej rodzice żyją?- Vanessa usiadła obok Uli.
-  Tak. Podczas jednego z ataku Łowców na zamek, wszystkie cztery rodziny królewskie razem z wami przebywały na terenie żywiołu ognia. Omawiali właśnie plan ucieczki na Ziemię, ponieważ wiedzieli, że póki są na Uranium, Łowcy nie dadzą im spokoju. Właśnie wtedy mężczyźni przypuścili atak. Tym razem waszym rodzicom udało się przeżyć. Łowcy odpuścili, ale w tym całym zamieszaniu Aura wraz z rodzicami zniknęła. Ukryli się gdzieś. Wtedy widziano ich po raz ostatni. Szukaliśmy ich wszędzie. Niestety z marnym skutkiem. Zastanawialiśmy się, czy nie odlecieli na Ziemię. Pozostały nam tylko domysły. Po tym incydencie wasi rodzice zrozumieli, że tak długo póki żyją, Łowcy nie odpuszczą. Postanowili was wtedy ukryć, a sami poświęcili się, byście mogły żyć. Widziałam waszych opiekunów, lecz w drodze na Ziemi pojawiły się komplikacje. Sama już nie pamiętam co dokładnie się wtedy stało. Znalazłam dom pani Stone. Najpierw podrzuciłam waszą trójkę pod jej drzwi. Następnego dnia zatrudniłam się u niej jako pomoc domowa.
- Łał…- Megan tylko tyle była w stanie powiedzieć.
- Czemu chcą nas zabić? Żyłybyśmy tu na Ziemi w świadomości, że gdzieś tam jest sobie nasza planeta.- Jennifer pomimo, że zadała to pytanie, zamyślona wpatrywała się w wyłączony ekran.
- Nie chcą was zabić. Chcą was pozbawić mocy, a to jest gorsze od śmierci. Bez nich nie jesteście w stanie dalej żyć. Macie wrażenie jakby wyrywali część ciebie, twoją duszę, wspomnienia, dzięki którym jesteście silniejsze, aż w końcu nie zostanie w was nic, tylko ciemność, która was coraz bardziej wciąga.
- Pocieszające.- Jennifer spojrzała na Urszulę.
- Skąd możesz to wiedzieć?- Meg się zaciekawiła.
- Bo sama cudem to przeżyłam. Okropnie bolesne. Tego uczucia nie da się do niczego przyrównać. Uratował mnie mój brat, czyli twój tata kwiatuszku.- Ula wciąż siedząc na łóżku, oparła się o ścianę. Uśmiechnęła się do swoich myśli.- Był jedyny w swoim rodzaju. Pomijając. Musisz być bardzo ostrożna Jenny. Mogą zaatakować w każdej chwili…
- Mamy miesiąc czasu.- Jennifer jej przerwała.- Jeżeli przez ten czas nie wyściubię nosa poza ten dom, nie znajdę mojego opiekuna, co jest równoznaczne z wyrokiem śmierci.- Wstała.- Muszę żyć jak do tej pory. Tylko w ten sposób istnieje szansa, że znajdę jego bądź ją.
- Racja. Mamy czas do powrotu mamy z wyjazdu. Później będzie cienko. Łowcy będą mogli wparować tu kiedy zechcą. Co jeśli nie będziemy w stanie jej ochronić?- Tym razem to Megan się zmartwiła. Jej ubranie zaczęło się palić.- Cholera!- Wrzasnęła. Jennifer w panice skierowała na nią swoją rękę. Sama nie wiedziała czemu to zrobiła. Podpowiedział jej to instynkt. Nad Megan pojawiła się ciemna chmura, z której zaczął padać deszcz. Meg syknęła z bólu i upadła na podłogę. Ugasiła pożar, ale skrzywdziła siostrę.
- Przestań!- Ula chwyciła Jennifer za rękę. Ta ocknęła się jakby z transu i upadając na czworaka ciężko dyszała.
- Nic ci nie jest?- Powiedziała Jennifer do siostry, która mozolnie podniosła się z ziemi. Sama również zaczęła wstawać.
- Nic. Chciałaś dobrze.
- Gdy tylko opanujecie moce, wszystko się unormuje.
- To znaczy, że będziemy miały normalną temperaturę ciała?- Spytała Vanessa.
- Tak. To znaczy, będziecie mogły ją „regulować”, ale to uda się dopiero po tym jak już opanujecie swoje umiejętności.
- To dobrze. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś by do mnie przez przypadek przymarzł.- Jennifer się zaśmiała.
- Wszystko fajnie i pięknie, ale przypominam, że nasze pokoje wyglądają jak po wybuchu bomby.- Megan przesadnie zatupała stopą o panele.
- Dobrze, że mama wyjechała, inaczej miałybyśmy duże problemy z wytłumaczeniem, kto tak naprawdę jest winny całemu bałaganowi.- Vanessa podeszła w stronę drzwi.
- Może najpierw zajmiemy się waszym pokojem, a potem wy pomożecie ogarnąć mój?- Spytała Ula.
- Pewnie.- Megan przystała na propozycję.
       Jennifer wytarła kałużę, która pozostała po jej deszczowej chmurze. Następnie wyszły, cicho zamykając za sobą drzwi.
*
                                                                                *
                                                                                                                                            *
Witam wszystkich :) Jestem pod ogromnym wrażeniem, że od czasu wrzucenia rozdziału 5 przybyło ponad 100 wyświetleń. Z tego miejsca serdecznie dziękuję wszystkim, którzy wchodzą na mojego bloga. Każde wyświetlenie motywuje mnie do dalszego pisania :) Tych, którzy tego jeszcze nie zrobili, zapraszam do skomentowania mojego wpisu oraz zostania tu na dłużej :)
                                                                                                            
                                                                                                                                         Prawa autorskie zastrzeżone

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 5

- Dziewczynki!- Urszula weszła  do pokoju.- Wstawać! Już po siódmej! A co to? Czemu wy śpicie na podłodze? Coś się stało?- Uklękła i przyjrzała się im.-Płakałyście?
-Co? Nie, oczywiście, że nie.- Jennifer ziewnęła przeciągając się.
- Zdecydowanie płakałyście. Hmm… No tak wasze szesnaste urodziny. Pewnie myślałyście o rodzicach. - Dziewczyny posmutniały.
- Jak ty nas dobrze znasz.- Vanessa przytuliła się do niej.
- Ulu, czy mogłabyś powiedzieć mamie, że źle się czujemy i nie możemy iść dzisiaj do szkoły?- Megan zaczęła rozciągać ścierpnięte nogi.
- Pewnie, że mogę, ale co? Źle się czujecie? Może macie gorączkę?
- Nie, ale…ciężko nam to wytłumaczyć. Proszę. To i tak już praktycznie koniec roku szkolnego.
- No dobrze, wy się w tym czasie ucharakteryzujcie. Pospieszcie się. Co mam jej powiedzieć?
- Że mamy gorączkę.
- Dobrze już idę, a wy lepiej połóżcie się do łóżka bo nie wiem jak zareaguje na was leżące na podłodze.
- Kochana jesteś. Dziękujemy.
- Dobra, dobra.-Powiedziała wychodząc.
- Van podaj kosmetyczkę.- Poleciła Jennifer.
- Kosmetyczka.
- Hmm…. Daj róż do policzków i pędzel. Okej pokaż twarz. Mamy mieć gorączkę, więc muszą być rumieńce. – Jennifer z zawziętością pudrowała siostrę. Dodała jeszcze kilka szczegółów aby przekręt wyglądał wiarygodniej.- Dobra gotowe. Megi, teraz twoja kolej. – Po chwili siostra wyglądała na równie chorą jak jej poprzedniczka.- Okej, która mnie umaluje?
- Daj pędzel.- Megan nabrała dużą ilość różu na pędzel i wysmarowała Jennifer.
- Ekstra. Teraz weźcie trochę waty i wsadźcie ją sobie do nosa, ale tak, żeby nie było jej widać.- Megan i Vanessa dostały po kawałku czegoś, co wyglądało jak puchaty obłoczek.
- Po co?- Vanessa ugniotła w palcach małą kulkę.
- Będziemy brzmiały jakbyśmy miały katar.
- Aha, pomysłowe.
-Dobra. Kładziemy się do łóżka i zakrywamy kołdrą po uszy. Nie zapomnijcie pokasływać od czasu do czasu.
- Słyszę je.- Van wytężyła słuch.
- Jak to źle się czują?- Niezadowolony głos pani Stone było słychać na korytarzu.
- Prosiły bym to pani przekazała.- Drzwi skrzypnęły, a w progu ukazała się pani Stone
 ubrana w beżowy kostium oraz buty na obcasie w tym samym kolorze. Delikatny makijaż i ciasno spięty kok. Szykowna, elegancka, a przy tym uwodzicielska. I idealna.
- Dziewczynki, co wam jest? Jakie rumieńce!
- Obudziłyśmy się już w takim stanie.- Jennifer kaszlnęła dla lepszego efektu.
- Musicie zostać w domu. Bardzo chciałabym się wami zająć, ale…- Dziewczyny przewróciły oczami.- Już za godzinę jadę na lotnisko. Wiecie, dziś wyjeżdżam.
- Dobrze, jedź, nami się nie przejmuj, to pewnie przejściowe.- Megan westchnęła.- W szkole dużo osób jest chorych, to pewnie dlatego. Chyba mam gorączkę.
- Urszulu podaj termometr.- Poleciła pani Stone, która dotknęła ręką czoła Meg.- Jesteś rozpalona! A ty Jenny?
-Pani termometr.- Ula wbiegła do pokoju. Pani Stone cofnęła rękę i podeszła do Megan.
„Było blisko”- Pomyślała każda.
- I jak z temperaturą?- Pani Stone stukała obcasem o posadzkę.
- Emm… 39,5- Urszula podrzucała w rękach termometr jakby właśnie go wyciągnęła z piekarnika.- Trzymaj.- Szepnęła do Megan, gdy pani Stone się odwracała.
- To niedobrze. Cóż wychodzi na to, że przez pewien czas będziecie musiały siedzieć w domu. Wezwę pana Kamińskiego.
- Nie! Myślę, że to nie będzie konieczne.- Vanessa szybko opanowała swój głos.- Po prostu coś panuje. Słyszałam, że gorączka trwa tylko 3 dni a potem mija.
- Jeśli jesteście tego pewne… Sądzę jednak, że powinien na to zerknąć.
- Jesteśmy pewne. To na pewno to.- Jennifer podchwyciła wątek Vanessy.
- Dobrze w takim razie do zobaczenia za 3 tygodnie moje drogie. Muszę skończyć pakować walizki.
- Na razie mamo.- Odpowiedziały chórem.
- Do widzenia.- Urszula odprowadziła matkę dziewczynek do drzwi.
- Zajmij się nimi.
- Tak jest proszę pani.- Gdy pani Tatiana wyszła, Ula zamknęła drzwi, oparła się o nie, odetchnęła z ulgą i powiedziała.- Nieźle to odegrałyście, ale na przyszłość radzę być czujniejsza.
- Dzięki, że nas kryłaś.- Vanessa wstała i przytuliła mocno Urszulę.
- Nie ma za co. Mam tylko nadzieję, że niedługo dostaniecie cudownego ozdrowienia. Pójdę po wasze śniadanie.- Śmiejąc się wyszła z pokoju.
- Ma rację. Musimy bardziej uważać. O mało mnie nie dotknęła.- Powiedziała Jennifer i usiadła na łóżku.
- Ręka by jej przymarzła i nic by nie wyszło z tego wyjazdu.-Van zaczęła zmywać makijaż.
- Taa. Gdyby dłużej potrzymała rękę na czole Meg to miałaby węgielek zamiast wymalowanej dłoni.- Jenny parsknęła śmiechem.
- Wychodzi na to, że tylko ja mam normalną temperaturę ciała?- Vanessa podała wacik z płynem do demakijażu oraz lusterko pozostałym siostrom. Westchnęła.- Życie potrafi być takie niesprawiedliwe.
- Będzie dużo roboty z kombinowaniem.- Megan się zamyśliła- Nie damy rady przywitać się z mamą po powrocie. Nie mówiąc już o innym sytuacjach.
- Może jak nauczymy się panować nad naszą mocą to nasza temperatura wróci do normy?
- Oby. Nie będę w stanie was chronić przez całe życie.- Vanessa usiadła na łóżku Megan.- Chodź tu.- Zawołała Jennifer, która siadła obok.
- No proszę! Żadnych rumieńców, kataru, ani kaszlu. To prawdziwy cud!- Urszula podała dziewczynom śniadanie i uniosła ręce do góry podkreślając to, co było dane jej zobaczyć.- Na przyszłość radziłabym podać już zmierzoną  temperaturę, by uniknąć ewentualnego dotyku.- Siostry spojrzały na siebie porozumiewawczo.
- By uniknąć czego?- Jennifer wstała.
- Dotyku. No wiesz, wydałoby się, że wcale nie macie gorączki.
- No tak.- Jennifer skrzywiła się. Gdyby kilka godzin po dostaniu wiadomości znalazły kogoś z ich stróżów byłoby zbyt łatwo.
- Lecę na dół do pani Stone, powiem jej, że zaraz po zjedzeniu śniadania macie zamiar się przespać i żeby nie budziła was jak będzie wychodzić .
- Co byśmy bez ciebie zrobiły?- Megan ugryzła duży kawałek kanapki.
-  Nie mam pojęcia.- Uśmiechnęła się i wyszła.
       Dziewczyny szybko uporały się z jedzeniem.
- Co teraz robimy?- Vanessa zabrała talerze sióstr i razem ze swoim położyła je na podłodze obok łóżka Megan.
- Nie mam pojęcia.- Jennifer przeczesywała włosy palcami.
- Spójrzcie, Ula zapomniała zabrać termometr... tylko, że on jest jakiś dziwny.- Jennifer i Vanessa przysunęły się bliżej.
- Jakiś taki prostokątny, tylko mały szary prostokącik i przycisk.- Vanessa obracała znalezisko w palcach.
- Daj mi go.- Poleciła Jennifer.- Sprawdzę ostatnią zmierzoną temperaturę... Ile?!- Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- No ile?- Megan ją ponagliła.
- 70,5 stopnia.
- Niemożliwe.- Vanessa wzięła termometr, spojrzała na niego i podała Meg.
- A jednak.- Jennifer zaczęła mierzyć sobie nim temperaturę.
- Co robisz?- Megan się zdziwiła.
- Skoro wytrzymał taką temperaturę jak twoja, nie powinno nic mu się stać i przy mnie.
- No w sumie.- Vanessa przytaknęła siostrze.- Ile?
- Chwila.- Po minucie Jennifer szarpnęła za urządzenie.- Bez żartów.- Jennifer pociągnęła mocniej. Dzięki cichemu trzaskowi udało jej się wyjąć ustrojstwo.
- Co to był za dźwięk?- Megan uśmiechnęła się bo znała już odpowiedź.
- Przymarzł do mnie.- Siostry się zaśmiały.- Nieźle. Jest cały oszroniony, ale da się odczytać. -20,6 stopni.
- Łał. Nie sądziłam, że będzie aż tak niska.- Vanessa wzięła termometr.
- A tobie po co on?- Meg uniosła brew.
- Po prostu jestem ciekawa. No tego to się nie spodziewałam. 17,7 stopnia.
- Ile jest stopni na dworze?- Jennifer coś najwidoczniej zaintrygowało, ponieważ podeszła do okna, za szybą którego wisiał termometr.- 17,7.
- Niby się zgadza.- Megan przytaknęła.- W końcu władasz roślinami, zwierzętami… najwidoczniej jesteś tak związana z naturą, że twoje ciało przybiera temperaturę powietrza z dworu.
- To i tak lepiej niż w waszym przypadku.
- Ale zastanawia mnie jedno. Normalne termometry nie podałyby takich wyników jak mój czy Jennifer. Czemu Ula podała inny wynik, no i w końcu to ona przyniosła to dziwne ustrojstwo.- Megan obserwowała małe prostokątne pudełko przyniesione przez Urszulę.
- Czy to możliwe, że jednak udało nam się znaleźć Hederę?- Jennifer wzięła urządzenie i schowała pod swój materac.
- Co robisz?- Vanessa zwróciła się do siostry.
- Dopóki nie będziemy miały pewności, że to ona, wolę trzymać to w ukryciu. Nie podejdziemy sobie do niej ot tak po prostu i nie spytamy: „Hej Ula, nie nazywasz się przypadkiem Hedera i tak jak my nie pochodzisz z innej planety?”. Miejmy ją na razie na oku.
       Megan wstała z łóżka i otworzyła szafę. Po jakiejś minucie poszukiwań wyjęła ze skrytki metalowe pudełko zaklejone przypadkowymi naklejkami z kreskówkowymi postaciami.
- Jak ostatnio?- Meg otworzyła tajemniczą skrzynkę i wyjęła zawartość.
- Krótkofalówki.- Vanessa spojrzała na siostry porozumiewawczo.
- Uruchamiamy całą artylerię.-  Jennifer podeszła do swojej części szafy i z tajnej skrytki wyciągnęła komplet małych szpiegowskich kamerek, monitor i parę innych gadżetów.- Dzięki temu w chwilę dowiemy się, z kim tak naprawdę mamy do czynienia.
- Świetnie!- Vanessa uradowana klasnęła w ręce. Ni stąd ni zowąd pojawiły się płatki kwiatów, które powoli opadły na siostry. Te mające kontakt z Kitką zwęgliły się w chwilę i opadły na podłogę jako małe węgielki, natomiast te, które opadły na Jennifer w sekundę skuły się lodem i wylądowały na podłodze z cichym stuknięciem.
- Nie pamiętasz co mówili rodzice? Musimy opanowywać emocje, inaczej może stać się to, co teraz, ale przy ludziach.- Jennifer skarciła siostrę pomimo, że sama była zaskoczona, bo tak jak pozostałe się tego nie spodziewała.
- A my co, kosmitki? To znaczy, po części kosmitki, ale wiesz o co chodzi.- Megan przewróciła oczami na słowa siostry.- Racja.- Vanessa wzięła głęboki oddech i kontynuowała.- Ale musicie przyznać, że to niesamowite.
- Pewnie, przecież nie wszyscy mają okazję robić to, co my.- Jennifer spojrzała na kostki lodu przy jej stopach i węgielki wokół Kitki. Z jej palców poleciały malutkie iskierki, które uderzając o ziemię, oszroniły kawałek podłogi.
- A na mnie marudzisz.- Vanessa spojrzała na siostrę wymownie.
- Wszystkie musimy uważać, bez żadnych wyjątków.- Megan przechwyciła sprzęt Jennifer i położyła wszystko na łóżko.
- Monitor zostawię w szafie, w skrytce. Podłączę go i wtedy w każdej chwili po odsunięciu ścianki będziemy mogły obserwować co się dzieje w domu.
- Tak jak u Zośki.- Meg wyszczerzyła się w łobuzerskim uśmiechu.
       Kilka miesięcy temu Zośka, znienawidzona przez nie koleżanka z klasy wylała na nie kilka wiader keczupu gdy były w łazience. Dziewczyny w ramach zemsty zakradły się do jej pokoju i zamontowały ukryte kamerki. Okazało się, że Zosia w wolnych chwilach nieudolnie śpiewa i gra na gitarze. Siostry zadbały o to, aby podczas najbliższego apelu szkoła ujrzała jaka naprawdę jest ich kłamliwa i egoistyczna koleżanka. Przez miesiąc nie chciała chodzić do szkoły, z powodu kpin rówieśników. Oczywiście dostały później w skórę od matki, jednak nadal uważają, że było warto.
       Dywan, na którym stała Kitka zaczął się palić.
- Ogień!- Jennifer wysunęła rękę w stronię płomienia. Na ogień zaczęła padać mżawka. Po chwili pożar się ugasił, a deszcz zniknął.
- Co ja właśnie zrobiłam?- Jennifer spojrzała na swoje ręce.
- Kałużę.- Megan spojrzała na mokrą plamę w miejscu, gdzie przed chwilą ogień pochłaniał dywan.
- Nie wiedziałam, że władasz wodą.- Vanessa patrzyła w kałużę jak oczarowana.- Myślałam, że tylko lodem.
- W sumie lód to też woda, tylko zamarznięta.- Stwierdziła Megan, po czym usiadła przy zwęglonym skrawku dywanu.
- Jest mokry i zwęglony.- Vanessa dotknęła czarnego materiału.
- No co ty nie powiesz?- Meg przewróciła oczami, ale wpadła na pewien pomysł. Wyciągnęła ręce ponad mokry skrawek dywanu, wewnętrzną stroną dłoni do zwęglonej części. Z dywanu zaczęła unosić się para, a już po chwili zwęglony skrawek był całkowicie suchy.- Niesamowite.

- Super! Teraz jest tylko zwęglony.- Powiedziała Jennifer.
- Nieźle, ale mama nas zabije jak to zobaczy.- Vanessa już miała zacząć się denerwować.
- Tylko spokojnie! Nie wiemy co może się stać jak się zdenerwujesz. Weź głęboki oddech. Zaraz to czymś zasłonię.- To mówiąc, Jenny wzięła karton leżący dotąd w kącie i postawiła go na skraju dywanu, w miejscu, w którym jest uszkodzony.- To na razie musi wystarczyć.
- Zajmijmy się kamerami.- Vanessa podeszła do łóżka Megan i wzięła do ręki kamerkę.- Jenny, sprawdź czy wszystkie działają.- Wcisnęła przycisk w każdej.
       Jennifer podeszła do dotykowego monitora, przez chwilę coś klikała, aż pojawiło się osiem prostokątów ukazujących pokój dziewczyn.
- Sprawdź ósemkę, bo trochę śnieży.
- Już, moment.- Vanessa otworzyła małą klapkę i wcisnęła coś w środku.- A jak teraz?
- Już okej. Wszystkie działają. Myślałam żeby dać jedną do kuchni, dwie w korytarzu do góry jedną w salonie, dwie w korytarzu na dole, jedną przed jej pokojem i jedną w jej pokoju.
- Trochę głupio montować jej kamerkę w pokoju.- Meg się skrzywiła.
- Musimy poznać prawdę.
- Okej Jenny, racja.
- Van, chodź tu. Weź te kamerki i schowaj je gdzieś w kuchni, salonie i korytarzu, ja zajmę się górą.
- A ja co mam robić?- Megan się oburzyła.
- Ty musisz pilnować żeby Ula ani nikt inny nie wszedł nam w drogę.
-No to ruszamy.- Megan założyła okulary przeciwsłoneczne.
- Zabawne. Chwila… zdejmij je!-  Siostra posłuchała posłusznie Jennifer. Rzuciła gadżet na podłogę.- Czujesz? Śmierdzi palonym plastikiem.
- Rzeczywiście. Spójrzcie- Vanessa podniosła przedmiot z ziemi i pokazała lekko stopione oprawki.
- Lepiej niczego więcej nie dotykaj, ale zastanawia mnie… dlaczego ubrania ci się nie palą?- Jennifer dotknęła rękawka siostry, przypadkowo dotykając jej ramienia.
       Obie odskoczyły i z krzykiem upadły na podłogę.
- Co wam jest?
- Tylko się nie denerwuj!- Jennifer zastrzegła, lecz u stóp Vanessy zdążył pojawić się gruby dywanik mchu, a w powietrzu czuć było zapach lasu.
- Już się bałam, że będzie coś gorszego.- Megan pocierała ramię.
- Rodzice mówili, że póki nie opanujemy mocy będziemy się ranić. Jak na razie jest między nami zbyt duża różnica temperatur żebyśmy mogły się dotknąć.
- Ruszajmy już.- Megan wstała, a Vanessa pomogła podnieść się Jennifer; Jenny dmuchała na poparzone place; Wzięły kamery i wyszły w pośpiechu z pokoju.
- Pożar do Śnieżycy, Pożar do Śnieżycy, słyszysz mnie?- Megan szła szybkim krokiem przez korytarz.- Hedera idzie w stronę swojego pokoju, powtarzam…
- Daruj sobie te pseudonimy.- W krótkofalówce Meg dało się słyszeć trzaski i głos Jennifer.- Gdzie już jest?
- Na schodach, jeszcze zdążysz uciec z jej pokoju.
- Nie dam rady, nie zdążę zabrać ze sobą tego wszystkiego. Musisz szybko coś wymyślić!- Jennifer musiało coś upaść na podłogę, bo cichy trzask rozległ się w krótkofalówce Megan.
- Zobaczę co da się zrobić. Schowaj się gdzieś. Najlepiej pod łóżko i nie zapomnij torby.
- Okej. Wyłączam krótkofalówkę w razie gdyby jednak weszła. Śnieżyca przyjęła. Bez odbioru.- Powiedziała i uśmiechnęła się pod nosem.-„Tylko bez nerwów”- Powtarzała sobie w myślach Jennifer.-„Nie chcemy przecież wywołać prawdziwej śnieżycy”.
       Wślizgnęła się tak szybko, jak tylko umiała pod łóżko, upewniając się, że wzięła torbę ze sobą. Z korytarza dobiegały jakieś głosy. Nie mogła ich jednak rozpoznać. To nie były głosy nikogo z domowników. Przede wszystkim były to głosy męskie. „ Ktoś do mamy? Ale to niemożliwe. Zawsze informuje kogo trzeba o jej wyjeździe. Poza tym żadna ze sprzątaczek nie wpuściłaby nikogo obcego”. Klamka od pokoju drgnęła. Jennifer skuliła się i zacisnęła ręce na torbie. Miała wrażenie, że serce podskoczy jej zaraz do gardła. Torba powoli zaczęła pokrywać się warstwą szronu. „Tylko nie teraz!” Jennifer zaklęła się w myślach, by się uspokoiła. Zamknęła oczy. Wraz z otwarciem drzwi szron zniknął. „ Muszę zobaczyć jak najwięcej szczegółów. Szczęście, że Urszula ma długą narzutę, przynajmniej mnie nie widać, a i może uda mi się coś dojrzeć”.
- Jesteś pewny, że to tutaj?- Właściciel czarnych glanów i spodni tego samego koloru odezwał się jako pierwszy.
- To z tego domu w nocy dobiegała ta silna energia, a najwięcej mocy czuję w tym pokoju.- Jennifer nie mogła zobaczyć kto mówi, bo Ktoś stał po drugiej stronie łóżka, ale musiała mu przyznać, że ma wyjątkowo aksamitny głos.
- Poszperajcie jej po szufladach, a ja zerknę do szafy.- Trzeci mężczyzna. „Ilu ich tu jeszcze jest?”Jennifer wciąż próbuje nad sobą zapanować. „Co mam teraz zrobić? Zostać tu? A jeśli zajrzą pod łóżko? Ewidentnie czegoś szukają, ale uciec przez drzwi też nie dam rady. Nie zdążę wygramolić się spod łóżka, otworzyć drzwi, które zamknęli i wybiec. Zdążą mnie złapać. I kim oni w ogóle są? Złodzieje? Chyba tak.” Jennifer próbowała sobie wszystko poukładać w głowie, ale gdy udało jej się zerknąć na klamkę… okazało się, że jest stopiona. Jej jedyna droga ucieczki. Choćby chciała drzwi się nie otworzą. Więc musi zostać tam gdzie jest. Serce znów zaczęło jej bić szybciej. Torba znów zaczęła pokrywać się szronem.
- Spójrzcie.- Czwarty głos się odezwał.- To Hedera?
- Tak, to zdecydowanie Hedera.- Odezwał się aksamitny głos.
- Z jakimiś dziewczynkami na zdjęciu. Zdjęcie z 2005 roku. Teraz muszą być z nich ładne pannice.- Czwarty głos zaśmiał się obleśnie. Jennifer zrobiło się niedobrze. W głowie zaczęło jej dudnić od natłoku myśli.
- No proszę, proszę. Szata wyjściowa. To na pewno ona. Szukajcie czegoś konkretniejszego.- Właściciel glanów się zaśmiał.
- Weź no zajrzyj pod łóżko, może tam schowała coś „konkretniejszego”.- Trzeci głos odezwał się do właściciela glanów.
„Tylko nie to!” Jennifer krzyczała w myślach. „ Co teraz robić? Wyskoczyć i walczyć? Użyć mocy? Ale oni też je mają i z pewnością potrafią się nią posługiwać lepiej ode mnie.”
       Nagle na korytarzu słychać czyjeś kroki. „To Kitka i Vanessa! Całe szczęście! Ale co jeśli oni zrobią im krzywdę?”
- Ktoś tu idzie.- Trzeci głos zrzucił coś z półek.- Biorę to i spadamy.
       Cała czwórka podeszła w stronę okna. Było słychać jak je otwierają, a następnie jak każdy z nich stawał na parapecie. „Wyskakują przez okno na piętrze?!” Jennifer była do granic możliwości zdumiona, ale ważniejsze było jak najszybciej stąd wyjść.
 - Jenny.- Ciche pukanie do drzwi rozległo się zaraz po wyskoczeniu ostatniego z mężczyzn.- Jesteś tam? Ulka ma na dłuższą chwilę zajęcie. „Przypadkowo” wlałam całą butelkę płynu zmiękczającego tkaninę razem z całym opakowaniem proszku do prania. Piana w pralni wygląda jak lodowe wzgórza.- Vanessa się zaśmiała.- Jesteś tam, czy nie?- Vanessa szarpnęła za klamkę, a ta z hukiem upadła na podłogę w korytarzu.
- Cholera. Van, spójrz, stopiona. Jennifer!- Megan zaczęła z całej siły walić pięściami w drzwi.
Jennifer nie wiedziała co zrobić. Niby słyszała jak wszyscy mężczyźni uciekli przez okno, ale mimo wszystko strach nadal pozostał. Poza tym właśnie uświadomiła sobie, że ze strachu przymarzła do podłogi. Nie była w stanie wykrztusić nawet słowa. Przecież właśnie była świadkiem włamania. Była świadkiem czegoś więcej niż włamania. Jeśli to ci Łowcy Żywiołów, przed którymi ostrzegali rodzice? Chciała coś powiedzieć, ale z jej ust wyszedł tylko gardłowy pisk.
- Jest w środku.- Vanessa najwidoczniej to usłyszała. W sumie nic dziwnego. W końcu jej zmysły są niezwykle wyczulone.
- Na dziś mam dosyć podchodów.- Meg dotknęła miejsca, w którym była klamka. Metal po drugiej stronie drzwi, do tej pory zwarty ściśle za sprawą jednego z mężczyzn teraz roztopił się na tyle, że dziewczyny po silniejszym uderzeniu barkiem o drzwi mogły wedrzeć się do środka.
- Gdzie jesteś?- Vanessa rozglądała się po pokoju.
       Do tej pory czysty i schludny pokój był teraz w całkowitym nieładzie.  Wazony z kwiatami leżały potłuczone na podłodze. Szafki były pootwierane, a ich zawartość znajdowała się na panelach.
- Pod łóżkiem.- Tym razem mogła już mówić normalnie.
- To co ty tam jeszcze robisz? Wyłaź natychmiast. Poza tym, co tu taki syf? Albo Ula się zapuściła, albo ty nie rozumiesz pojęcia „dyskretne przeszukanie pokoju”.- Megan zrzuciła narzutę, a ich oczom ukazała się oszroniona siostra.
-Wiem, że to głupio brzmi, ale… przymarzłam.- Jennifer czuła się całkowicie zażenowana.
- Coś się stało? Coś cię zdenerwowało?- Reakcja Meg zaskoczyła siostrę. Myślała, że ją wyśmieje.
- Znaleźli nas.- Vanessa pomogła uspokoić się Jennifer i wyciągnęła ją spod łóżka.
- Kto nas znalazł? Co ty bredzisz?- Megan po chwili złagodniała.- Jesteś przerażona. Wszystko w porządku?
- Nie.- Jennifer pokręciła przecząco głową, wyjęła zza ramy obrazu kamerkę i powiedziała- Chodźmy stąd jak najszybciej.
- Jak wyjaśnisz Uli cały ten bajzel?- Vanessa weszła w głąb pokoju i podeszła do szafy.- Co to za dziwna suknia?
- Jeżeli kamerka zarejestrowała więcej niż widziałam, nie trzeba będzie jej nic tłumaczyć.- Jennifer wybiegła z pokoju a jej siostry razem za nią.

*
*
*
- Cholera jasna!- Jennifer wbiegła do pokoju.
- Bomba tu wybuchła?- Vanessa pobiegła do szafy i przesunęła tajną ściankę.- Na szczęście tego nie ukradli.
- Powiesz nam w końcu co tu się wydarzyło?- Megan podeszła do monitora i razem w trójkę obejrzały nagranie.
- Cholera…- Vanessa usiadła na podłodze i złapała się za głowę.
- Kto to? Ci Łowcy Żywiołów, o których mówili rodzice?- Meg zwróciła się do Jennifer jakby oczekiwała, że zna odpowiedź.
- Najwidoczniej… tak się przynajmniej zachowywali. Szukali dowodów na to, że w tym domu mieszka Hedera… i je znaleźli.
- Czyli to jednak ona.
- Poczekajcie.- Jennifer podbiegła do swojego łóżka i podniosła przesunięty przez mężczyzn materac.- Termometr zniknął.
- Jak to zniknął?- Vanessa wstała.
- Normalnie. Musieli go zabrać, pewnie jako poszlakę…w wyczuciu energii.
- Czego?- Megan się zdumiała.
- Zanim weszli do pokoju to coś o tym mówili. Ten termometr należy do Uli i oni to pewnie wyczuli. Założę się, że jedynymi zdemolowanymi pokojami są nasz i jej.
- Możesz mieć rację. – Meg wybiegła z pokoju i po jakiś 2 minutach wróciła lekko zdyszana.- Tylko nasze dwa. Reszta jest w idealnym porządku. Przy okazji zdjęłam kamery, bo po tym wszystkim nie ma już wątpliwości kim tak naprawdę jest Urszula.
- W takim razie trzeba by jakoś ją poinformować o naszym odkryciu.- Jennifer usiadła na swoim łóżku i opuściła głowę podtrzymując ją rękami.
- Nic ci nie jest?- Vanessa podeszła do siostry.
- Nic… tylko trochę zakręciło mi się w głowie. Pewnie z nerwów. W końcu o mało nie zginęłam.
- Dziewczyny!!!- Siostry zerwały się na równe nogi, gdy usłyszały krzyk Uli.
- Czyli już wiemy jak ją poinformować o tym, że wiemy…- Jennifer złapała się za kark.
- Chodźcie. Im dłużej będziemy zwlekać tym gorzej dla nas.- Vanessa podeszła do drzwi.- Na pewno już wszystko w porządku?
- Tak, chodźmy już.- Dziewczyny wyszły z pokoju.
- Co to ma znaczyć? Jestem wyrozumiała i bawią mnie wasze żarty, ale jak mam rozumieć TO?- Wskazała ręką zdemolowany pokój i wyważone drzwi.
- To nie my! Przysięgam! Po co miałybyśmy demolować twój pokój? Ani to śmieszne ani miłe.- Jennifer zaczęła się tłumaczyć, ale stanęła jak wryta i zaniemówiła. Pokój był w jeszcze gorszym stanie niż gdy z niego wychodziły. To znaczy, że po ich wyjściu jeszcze tu wrócili? A jeśli cały czas obserwowali co się dzieje w środku? Jeśli widzieli jak dziewczyny używały mocy by się tu dostać? Lub gorzej. Co, jeśli widzieli jak wychodziła spod łóżka? Co, jeśli wiedzą, że obserwowała i słuchała ich przez cały pobyt w pokoju Uli? Jennifer przytłoczyły te wszystkie pytania, które napierały w jej głowie z coraz większą siłą. Czuła jak robi jej się zimno, cała blednie, a opuszki palców kostnieją.
- Jenny nic ci nie jest?- Zły wyraz twarzy Uli ustąpił przerażeniu, gdy zobaczyła jak palce jej podopiecznej obrastają w szron, który powoli pnie się w górę do łokcia.
       Jennifer próbowała szybko mrugać, by odgonić pojawiające się mroczki przed oczami, jednak bezskutecznie. Wszystko zlało się w jedną kolorową plamę. Nie ma siły ustać na nogach. Słyszała szum i coraz głośniejsze wołania sióstr oraz Uli. Nie mogła jednak zrozumieć co mówią. Traci równowagę. Prawie upada, ale tuż przy ziemi, na moment przed uderzeniem ktoś ją chwyta. Czuje jak jej powieki się zamykają i spowija ją mrok.
*
                                                                     * 
                                                                                                                      *
Witam wszystkich :) W końcu mam ferie! Nie macie pojęcia jak się cieszę z tego powodu! Jestem już wykończona. Wielu z Was zapewne ma ochotę mnie udusić przez to, że w tak tajemniczy sposób zakończyłam ten rozdział. Nie martwcie się, bo kolejny pojawi się jeszcze w te ferie. "Sprężę się" i specjalnie dla Was go napiszę :) Tymczasem pozostało mi życzyć wszystkim mającym ferie udanego odpoczynku, a tym, którzy tych ferii jeszcze nie mają, życzę wytrwałości ;) Zapraszam do komentowania, polecania mojego bloga znajomym i zostania tu ze mną na dłużej :D
                                                                                                            Prawa autorskie zastrzeżone