środa, 15 lipca 2015

Rozdział 1

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
       Vanessa stała tuż obok swojej towarzyszki. Dziewczyna miała na sobie stare dżinsowe spodnie, szarą bluzkę z wilkiem na środku i białe trampki. Jasne włosy sięgające do połowy pleców, pojedynczymi kosmykami opadały na jej twarz. Ostrożnie podała puszkę kleju Jennifer, starając się nie wylać zawartości.
- Daj spokój. Będzie fajnie. Sama z resztą zobaczysz.
       Jennifer chowała się za biurkiem z pędzlem w dłoni. Uważała, by kropla kleju nie spadła na jej ulubioną, luźną granatową bluzkę. Sprane dżinsy i czarne trampki to komplet, który lubiła najbardziej. Poprawiała niesforne, ciemne blond kosmyki włosów, niestarannie związane gumką, które przesłaniały jej twarz. Uspokajała siostrę, smarując przy tym grubym pędzlem umoczonym w kleju, wielkie, granatowe, obrotowe krzesło znienawidzonej przez wszystkich nauczycielki.
- A co jak Gruba się zorientuje?- Vanessa zaczęła nerwowo przestępować z nogi na nogę.
- Gdybym wiedziała, że będziesz tak marudzić, wzięłabym ze sobą Megan.
- No, dobra, co mam zrobić?
- Zamknij puszkę. Już skończyłam. Włóż ją do mojego plecaka.
- Dobra.
       Po zabezpieczeniu pędzla, przed ewentualnymi pobrudzeniami , Jennifer i Vanessa usiadły szybko na miejsce.
 - Czemu nie mówiłaś, że jest nalot na krzesło Grubej?
       Megan dwie minuty po dzwonku wbiegła do klasy zdyszana.
- Mówiłam ci żebyś już wstawała.- Jennifer rozpuściła włosy, przeczesała je palcami i schowała gumkę do kieszeni.
- Ale się nie spóźniłam? Jeszcze jej nie ma. Jak myślisz, kiedy się połapie?

       Meg wskazała głową krzesło. Założyła na siebie szarą bluzkę na krótki rękawek, dżinsy, stare czarne trampki i opaskę na włosy z kocimi uszami.
- Pewnie po zjedzeniu porannego pączka… hej! Powiedziałaś mamie, że wyrzuciłaś tą opaskę.
- To moja sprawa co noszę, nie będzie mi rozkazywać w co mogę się ubierać, a w co nie.
       Poprawiła czarne kocie uszka, które idealnie wpasowały się w jej ciemnobrązowe włosy sięgające długością prawie do linii talii. Pomimo tego co mówiła ich matka, ten dodatek pasował do Megan. Podkreślał zieleń jej oczu.
       Jennifer się uśmiechnęła. Zerknęła na resztę klasy, widząc zniecierpliwione miny pozostałych uczniów, czekających aż Grubaska usadzi się wygodnie na krześle. Sam mebel idealnie pasował do pomieszczenia. Olbrzymia sala lekcyjna, pomalowana popielatą farbą olejną, która odchodziła od ścian płatami, stoły w tym samym kolorze, granatowe rolety, krzesła i szafki. Na podłodze stare, spękane brązowe linoleum. Klasa nie była remontowana od wieków. Kilka podwiędłych kwiatów na parapetach oraz tablica znajdująca się za plecami nauczycielki. Za miano nowych mogły uważać się jedynie drzwi w odległym kącie.
Dokładnie 10 minut po czasie, uczniom ukazała się postać otyłej, spoconej kobiety w czerwonej spódnicy i zielonej bluzce, w czarnych butach na obcasie, usprawiedliwiającej się zaspaniem i późniejszym otwarciem cukierni. Po wszystkim usadowiła się wygodnie na krześle. Czarnymi oczami rozejrzała się po klasie i odgarniając kruczoczarne loki z twarzy, wyciągnęła swoje śniadanie. Była tak pochłonięta jedzeniem pączka, że nie zauważyła uśmieszków i szeptów klasy.
- Dobrze, zapiszcie temat lekcji.- Powiedziała nauczycielka.
       Chcąc zapisać go na tablicy, odkryła, że nie może wstać! W tym momencie klasa wybuchła śmiechem.
- Jennifer, Megan! Do mnie! I to natychmiast!
- Skąd pani ma pewność, że to nasza wina?!- Odpowiedziały siostry parskając przy tym śmiechem.
- A kto inny byłby do tego zdolny? Do mnie, natychmiast!
       Pani Kowalska miotała się jak ryba w sieci próbując oderwać swoją ulubioną spódnicę od krzesła. Dziewczyny posłusznie podeszły do biurka… i w tym momencie słychać było tylko zgrzyt rozdzieranego materiału. Uczniowie turlali się ze śmiechu, gdy domyślili się, że spódnica ich nauczycielki zasłaniała teraz mniej niż więcej. Jakby tego było mało, z plecaka Jennifer wypadła puszka kleju, która radośnie poturlała się koło biurka Grubej. Megan, Vanessa i Jennifer podniosły twarze do sufitu, zaciskając przy tym usta, a jedyne co chciały zrobić to krzyknąć: „Czemu teraz?!”
-Dosyć!- Wrzasnęła Gruba. Była czerwona i wściekła.
       Klasa umilkła. Słychać było tylko pojedyncze szepty.
-"No to się doigrałyśmy."-Pomyślały obie, na moment przed tym jak nauczycielka w geście wściekłej furii szarpiąc za ich ubrania, wepchnęła je do komórki znajdującej się na końcu sali. Ciężkie, metalowe drzwi otwarły się z piskiem. Dziewczyny pod naporem silnych rąk nauczycielki upadły na podłogę, na środku pomieszczenia.
-Wypuszczę was pod koniec dnia, odpytam ze wszystkiego, co dziś będziemy przerabiać, a na końcu zadzwonię po waszą matkę!
       To ostatnie co usłyszały dziewczyny nim wielkie drzwi zostały zamknięte na cztery spusty.
- Po co się tu pchałaś skoro to Vanessa mi pomagała?- spytała Jennifer pomimo faktu, że znała odpowiedź.
- Vanessa jest za cienka żeby tu siedzieć kilka godzin bez jedzenia, poza tym chciałam mieć jakieś korzyści z tego wyskoku.- Usiadły na podłodze zaraz pod półkami ze skonfiskowanymi rzeczami.
- Ciężko mi to nazwać jakąkolwiek korzyścią...Gruba chyba będzie musiała sobie poszukać nowej ulubionej spódnicy.
       Zaczęły się śmiać. Zarówno ściany jak i drzwi były na tyle grube, że żadne dźwięki nie miały szans się przez nie wydostać. Komórka nie była tak mała jak mogłoby się niektórym wydawać. Miała szare ściany, a podłoga była wyłożona wykładziną w tym samym kolorze.
- Zobaczmy co w tym tygodniu Gruba zabrała innym.- Jenny wstała, po czym zaczęła szperać po półkach i kartonach
- Daj to pudło, pomogę ci.- Megan wstała i pomogła ściągnąć siostrze wielki przedmiot  z najwyższej półki.
- Niezłe zbiory!- Jennifer przymierzyła naszyjnik- I jak, pasuje mi?
- Wyglądasz super. Ten szafir podkreśla twoje oczy.- Meg wyjęła komórkę- Zobacz, pewnie Zośki. Nowiutki.
- Matka znowu wpadnie w szał.- Jennifer zmieniła temat.
- Do tego kolejna uwaga i jedynka w dzienniku. Eee tam, warto było zobaczyć jej minę po tym jak jej ciuch uległ…metamorfozie. "Musicie się uczyć, bo inaczej nic nie osiągniecie w życiu! Macie skończyć z tymi idiotycznymi żartami. To w najmniejszym stopniu nie jest  dziewczęce. Nastolatki takie jak wy powinny już snuć plany na przyszłość!"- Megan wymachiwała Jennifer przed twarzą palcem przybierając przy tym groźną minę i naśladując słowa ich matki.
- "Kto to widział żeby takie śliczne dziewczynki jak wy, wspinały się po drzewach, grały w piłkę nożną z chłopcami, przychodziły do dom umorusane i z obdartymi kolanami, a do tego te wasze ubrania! Powinnyście chodzić w sukienkach i eleganckich butach!"- Jenniffer się dołączyła, akcentując dosadnie słowa mamy.



                                                                                                   Prawa autorskie zastrzeżone

sobota, 4 lipca 2015

Prolog


- Gdzie są te bachory?!- Claro był już mocno poirytowany.
- Nigdy się nie dowiesz!- Aqua podniosła się z kamiennej posadzki pałacu.
- Widzę, że wciąż jesteś tak samo waleczna. Może i oszczędzę twoje marne życie... wystarczy, że powiesz tylko, gdzie ukryliście dzieci...
- Wolę zginąć niż skazać je na powolną i bolesną śmierć.- Aqua chwyciła się za krwiawiące ramię i cicho jęknęła.
- To akurat mogę ci załatwić bez najmniejszego problemu.- Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo i spojrzał na martwego męża rozmówczyni.
- Ty taki nie jesteś! Byłeś po naszej stronie!
- Ja, moja droga, jestem po stronie zwycięzców.
      Rozejrzał się po komnacie. Kolorowe witraże, przedstawiające cztery pary królewskie oswietlały kolorowo posadzkę.
- Żebyś się nie zdziwił. Jak tylko dziewczynki podrosną...
- To co?- Claro parsknął śmiechem.- Pokonają nas? W tej chwili nie zdają sobie nawet sprawy z mocy, która w nich drzemie.
- W końcu się dowiedzą, a wtedy odpowiecie za zabicie połowy królestwa.
- To wszystko by nie miało miejsca gdybyś była ze mną... ale ty musiałaś wybrać mojego przyjaciela.- Wycedził przez zęby i zacisnął dłonie w pięści.
-  Ice'a naprawdę kochałam. To co było między tobą a mną... było zwykłym zauroczeniem.
- Ice teraz nie żyje. Możemy być znów razem. Masz szansę żyć. Nie zabiję twojej córki... Wystarczy, że się zgodzisz...
      Aqua milczała. To takie proste. Zgodzić się, a wszystkie problemy znikną. Zachowa córeczkę. Będzie widzieć jak stawia pierwsze kroki, usłyszy jej pierwsze słowo. Niestety zgadzając się, da wolną rękę złu. Skaże świat na zagładę i będzie musiała żyć ze świadomością, że mogła temu zapobiec.
- Nigdy...- Upadła. Nie miała siły trzymać się dłużej na nogach. Nie miała siły dłużej walczyć. Ciemne blond kosmyki opadły jej na twarz. Spojrzała na męża.
- Nie mam więc wyboru.- Ujął rękoma jej twarz i delikatnie pocałował.- Jeśli tego nie zrobię, oni zabiją mnie.- Wstał.
      Po policzkach Claro i Aquy spłynłęy łzy.
- Żegnaj.- Powiedzieli niemal jednocześnie.
      Claro podniósł powoli ręce. Aqua unosiła się, a jej błękitna suknia powiewała pod wpływem wiatru, który pojawił się znikąd. Rozłożyła szeroko ręce i uniosła twarz w stronę sufitu. '' Nix jest bezpieczna''- Pomyślała. To było dla niej najważniejsze. Widziała wirujące wokół płatki śniegu i sople lodu niesione przez wiatr.
- Wybaczam ci.- Wyszeptała.
      Claro zacisnął dłonie w pięści. Kobieta poczuła ostry chłód przeszywający jej ciało. Zamknęła oczy. Pokonana przez własny żywioł.


                                                                                                           Prawa autorskie zastrzeżone