czwartek, 24 grudnia 2015

Święta :D

Życzę Wam Wszystkim razem i każdemu z osobna Wesołych Świąt! Zdrowia, bo jest najważniejsze, spokojnych Świąt, bo każdy by takie chciał, udanego Sylwestra :D no i pieniędzy, bo nie oszukujmy się, przyda się każdemu, i jak mawiam "Niby pieniądze szczęścia nie dają, ale lepiej płakać nad swoim losem w mercedesie niż na rowerze" ;)

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Rozdział 4

       Tydzień później Megan i Jennifer wraz z Vanessą szły do szkoły, jak gdyby nic się nie stało.

- Zawsze podziwiałam jak szybko goiły się nam rany.- Megan z niedowierzaniem zaczęła się przyglądać swoim rękom.- Nawet zadrapania.
- Tak, w sumie też mnie to ciekawiło.- Vanessa oglądała dłoń, którą wczoraj skaleczyła.- Żadnego śladu.
- I podobno nie jesteśmy ze sobą spokrewnione.- Wtrąciła się Meg.- Dziwne.
- Dobra, chociaż na ten tydzień damy spokój Grubej.- Stwierdziła Jenny.
- No dobra. Niech się poczuje bezpieczna.- Megan uśmiechnęła się łobuzersko.
                                                                          ***
Wieczorem, gdy dziewczyny wróciły do domu, ujrzały matkę, która była wyraźnie zadowolona.
- Jutro będziecie obchodzić swoje 16 urodziny. Niestety nie będzie mnie wtedy w domu. Muszę wyjechać na spotkanie, które będzie w Nowym Jorku, toteż przez najbliższe trzy tygodnie nie będziemy się widzieć. Przygotowałam dla was małe podarunki. Myślę, że się wam spodobają. Możecie też iść później spać.
       Tak właściwie to nikt nie wie kiedy siostry powinny obchodzić urodziny. Osiemnasty czerwca jest tylko umowną datą, bowiem tego dnia znalazły się w domu pani Stone. Dziewczyny pomimo szczęścia wiedziały, że pani Stone nie robi tego tak naprawdę dla nich. Robiła to tylko, by móc później pochwalić się swoim znajomym jaka z niej wspaniała matka. Nigdy ich nie kochała. Wzięła je pod dach ze względu na prośby jej męża. Każde miłe wspomnienie dziewcząt było związane z nim. Ona była od karania i nagradzania (głównie karania). Dziewczynkom to nie przeszkadzało- do pewnego momentu. Pamiętają tylko, że mając jakieś cztery lata w nocy słyszały krzyki, a rano widziały mamę wyrzucającą wszystkie rzeczy pana Stone na zewnątrz. Pozbywała się wszystkiego co mogłoby o nim przypomnieć. Chwilę potem podeszła do nich z zamiarem ściągnięcia im pierścieni. Jest to jedyna pamiątka po ich rodzicach. Pierścienie te były wielokrotnie chwalone przez pana Stone, przez co stały się wrogami pani Tatiany. Jednak gdy próbowała zdjąć któryś… okazało się, że jest to niemożliwe.
„Pewnie trzeba zamoczyć rękę w wodzie”- Pomyślała. Ciągnąc Jenny do kuchni o mało nie wyrwała jej ręki. ,,Nie chce zejść!’’- Wpadała w coraz większą wściekłość. Próbowała wszystkiego. Pozostałym pierścieniom też nie dała rady. Po godzinie uporczywej walki dała za wygraną. Symbole jej porażki do tej pory zdobią dłonie jej córek.

- Tort jest czekoladowo-orzechowy, taki jaki lubicie.- Pani Stone próbując być miłą wskazała na kwadratowy, oblany czekoladą tort.- Jak zjemy otworzycie prezenty.
       Po zdmuchnięciu świeczek, każda z dziewczynek otrzymała ogromny kawał wypieku. Gdy nie były w stanie przełknąć kęsa więcej, pani Stone podała każdej z dziewczyn po idealnie zapakowanym prezencie.
-Co to?- Zaciekawiona Vanessa potrząsała przy uchu pudełeczkiem.
- Otwórz, to się przekonasz.
       Prezent był mniej więcej wielkości połowy dłoni. Dziewczynki rozdarły papier i ujrzały przed sobą naszyjniki z pierwszą literą imienia każdej z nich. Podarunki były ze srebra; idealnie komponowały się z pierścieniami sióstr.
-Śliczne.- Tylko tyle zdołały wydukać i jakby czytały w myślach matki…
- Chciałabym żebyście nosiły je gdzie się da. Wspaniale pasują do waszych błyskotek .- Wskazała ręką palce dziewcząt.
       Oczywiście. Na czym innym mogłoby jej zależeć? Kompozycja jest najważniejsza, ale były to w sumie jedne z najładniejszych prezentów  jakie od niej dostały. Podziękowały więc i ruszyły pospiesznie do pokoju.
- Kolejny wspaniały prezent od wspaniałej matki.- Vanessa przewróciła oczami odkładając niedbale prezent na szafkę nocną.
Jenny rzuciła swój podarunek w kąt pokoju i rzuciła się z łoskotem na łóżko.
- Ciszej… Jeszcze tu przyjdzie i dopiero będzie.- Jęknęła Megan.
- Znowu nie posprzątałyście pokoju… bla, bla, bla… jaki tu bajzel… gdzie mój pas?!- Van zaczęła przedrzeźniać panią Tatianę.
       Dziewczyny zaczęły się śmiać. Tak rzadko mają do tego okazję. Wszystkie poszły w ślady Jennifer i położyły się na łóżkach.
- Zastanawiałyście się kiedyś dlaczego w ogóle mamy te pierścienie?- Megan się zamyśliła.
- Codziennie o tym myślę.- Stwierdziła Jenny, po czym idąc w ślady Meg zadumała się.
- Serio? Twoje życie jest na tyle nudne, że w kółko wałkujesz ten sam temat dzień w dzień?- Megan zakpiła z siostry.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi. Nie łap mnie za słówka.
- I dlaczego żadnym sposobem nie można ich zdjąć?- Dołączyła się Vanessa.
- Każdy pierścień ma inny szczegółowo dopracowany wzór.- Powiedziała Jenny dotykając opuszkiem palca malutkiego płatka śniegu, obok którego znajdowała się równie mała kropla wody. Płatek był ze srebra, kropla natomiast była małym szafirem.
- To wszystko jest jakieś dziwne.- Megan zapatrzyła się w maleńki srebrny piorun obok którego widniał rubinowy płomyk ognia.
Vanessa poprawiając poduszkę zahaczyła maleńkim ametystowym kwiatkiem i srebrną sikorką o poszewkę.
- Cholera…- Zdenerwowała się Vanessa, próbując się uwolnić.
- Poczekaj. Pomogę ci.- Jennifer wstała i ruszyła ku pomocy.- Okej…już prawie… gotowe.
- Dzięki.
-Nie ma sprawy. Jest już późno. Szykujmy się powoli do spania. Jakoś nie mam specjalnej ochoty siedzieć dziś do późna.
- Zwłaszcza, że chodzimy spać, o której chcemy niezależnie od woli mamy.- Van się zaśmiała.
- W sumie to jestem trochę zmęczona.- Megan udawała, że ziewa chcąc podkreślić swoje słowa.
*

*

*

- Nie mogę spać.- Jenny po raz kolejny przewraca się na bok bezskutecznie zaciskając oczy w nadziei, że pomoże jej to zasnąć.
- Ja też.- Stwierdziły zgodnie Vanessa z Megan.
- Spróbujmy jeszcze, jak nie, przyjdziecie do mnie na łóżko i pogadamy.- Jenny ziewnęła.
- Okej.- Vanessa również ziewnęła.
- To łóżko jest dziś szczególnie niewygodne…- Jennifer ugniata poduszkę.- Czemu tu jest tak zimno?
- Zimno?- zdziwiła się Megan- Tu jest strasznie gorąco.
- Macie obie gorączkę czy co? Ja się czuję jakbym spała na kamieniach.- Vanessa wstała i dotknęła czół obu sióstr.- Zimne.
- Nic nam nie jest. Kładź się lepiej do łóżka. -Meg zatoczyła ręką koło w stronę pościeli siostry.
- Dobra, ale jakbyście się gorzej poczuły to dajcie znać.
-Okej, dam ci znać jak będę zamarzać na sopel lodu.- Jenny otuliła się ciaśniej kołdrą.
- A ja zacznę krzyczeć jak będę się palić żywcem.- Megan zrzuciła z siebie kołdrę i nogami upchnęła ją w kąt łóżka. 
        Jennifer i Megan wybuchły śmiechem. Uznały, że był to dosyć słaby żart, ale czego można się spodziewać po zmęczonych dziewczynach w nocy?
- Ha, ha, ha bardzo śmieszne.- Van przewróciła oczami i wróciła do swojego niewygodnego łóżka.
- Daj znać jeśli poczujesz, że zostałaś ukamienowana.- Wybuchła kolejna salwa śmiechu.
- To łóżko jest naprawdę twarde.
- Dobra, dobra zajmiemy się tym rano.- Jennifer położyła głowę na poduszce.- Co jest?
- Co się znowu stało?- Meg przewróciła oczami i usiadła na materacu.
- Czy było wam kiedyś tak zimno, że aż poduszka wam zamarzła na kość?- Jenny nie mogła się nadziwić temu co widzi.
- I przeszkadzasz nam w zasypianiu tylko dlatego, że masz chłodną poduchę?- Vanessa również usiadła.
- Nie. Ona naprawdę zamarzła. Jest zamrożona. Jakby ktoś wsadził ją do formy pełnej wody i zamroził.
- Coś ty znów wymyśliła?- Vanessa przewróciła oczami, ale czując chłód zapaliła nocną lampkę i podeszła żeby z bliska obejrzeć niecodzienne zjawisko.- Megan…chodź tu. Nie uwierzysz.- Van szeroko otwarła usta ze zdumienia, po czym postukała palcem po poduszce.- Na kość.
- Wkręcacie mnie?
       Siostra podeszła i oniemiała. Teraz już nie tylko poduszka, ale i materac oraz kołdra były pokryte warstwą lodu oraz szronu.
- Jak to się?...- Żadna nie mogła odpowiedzieć na to pytanie. Meg zatkało. Dotknęła palcem zlodowaconej poduszki.  W tym momencie spomiędzy jej palca a warstwy lodu wydobyło się ciche syknięcie i cienka nitka pary wzniosła się w powietrze. W jednym miejscu znów można było dotknąć materiału. Odskoczyła jak oparzona- Ał! Co się?...- Otworzyła szeroko oczy.
- Megi! Nic ci nie jest?- Jenny się wystraszyła, ale widząc, że z siostrą było już w porządku, dała sobie spokój.
- Lepiej zejdź. Nie jest ci zimno?- Vanessa szarpnęła Jenny za rękę.
- Może uznacie mnie za wariatkę, ale mi jest ciepło.- Dziewczyna trzymała w rękach kostkę lodu będącą jeszcze kilka minut temu jej kołdrą.
- Okej… jesteś skończoną wariatką. – Van uśmiechnęła się złośliwie.
- A czy to jakaś nowość?- Megan spojrzała porozumiewawczo na siostrę.
- Nic już nie rozumiem, która jest godzina?- Vanessa zerknęła na zegarek i sama sobie odpowiedziała- 1:40.
- Czy to nie o tej godzinie się urodziłaś?- Megan zaczęła się zastanwiać.
- No tak, ale co to ma do rzeczy?
- Wiecie co? Pogadamy o tym rano. Teraz nie jestem w stanie tego ogarnąć.- Megan usiadła na swoje łóżko, które niczym odpalona zapałka zaczęło się palić.
- Pożar! Meg, wstawaj!- Vanessa zerwała się po gaśnicę.
- Poczekaj… spójrz.- Dziewczyna wysunęła rękę.- Ani zaczerwienienia.
- Jak to się w ogóle…nie rozumiem.- Mimo wszystko ściągnęła gaśnicę ze ściany i trzymała ją w rękach w pełnej gotowości… tak na w razie czego.- Może to jakoś ugaszę?- Próbowała przez dobrą chwilę zanim całkiem się poddała, a gaśnica była pusta.- Ogień nawet nie zareagował. Teraz to już nic nie rozumiem. Ty mrozisz, ty zapalasz. 1:49- Megan, wtedy przyszłaś na świat.
- Równiutkie 16 lat temu.
Van opadła bezradnie na łóżko.
- Ał!- podskoczyła jak oparzona.
- Co jest?- Jenny również wstała.
- Kolce.
-Kolce?
-Kolce róży. Na moim łóżku z resztą jak i pnącze oraz same kwiaty róży.
Jenny i Meg podeszły w stronę siostry. Zobaczyły gęsto rosnące gałęzie róży, ciasno owinięte wokół pościeli Vanessy.
- 1:53- Powiedziała Jenny. Dziewczyny spojrzały na siebie.
- Dobra, teraz to się już na serio boję.- Megan zaczęła przestępować z jednej nogi na drugą.
- A wcześniej to cię to bawiło, czy co?- Jennifer z trudem siliła się na uszczypliwość.
- Ej… A skąd pewność, że nam się to nie śni?- Van uszczypnęła się w nadziei, że się obudzi.
- Nawet gdyby, to niemożliwe żeby wszystkim nam się śniło to samo.- Na wszelki wypadek Meg zaczęła potrząsać głową, pewna omamów.
- Jenny pokaż mi swoje rysunki, szybko.-Vanessa złapała ją za ramię.- Jesteś lodowata.
- Już szukam.- Postanowiła zignorować uwagę siostry.
       Dziewczyny postanowiły przemilczeć temat ciepłoty ich ciał. To nie było teraz najważniejsze. Jenny wyrzuciła wszystko z szuflady.
- Znalazłam.- Wyjęła z teczki gruby plik najróżniejszych rysunków, po czym rozrzuciła wszystkie po podłodze aby móc się im dokładniej przyjrzeć.
       Jennifer od zawsze miała talent plastyczny. Była to jej odskocznia- od matki, od szkoły, od wszystkiego. Rysowała niezwykle realistycznie. Budziła się z nowym pomysłem na rysunek i nie odchodziła od biurka dopóki nie uznała, że jest idealny.
- Tu są nasze pierścienie.- Vanessa wskazała rysunek przy łóżku Jennifer. W pokoju pachniało różami. Było jednocześnie gorąco i zimno.
- A to kto?- Megan zaciekawiona podniosła jeden z obrazków.- Twarze wydają mi się jednocześnie bardzo bliskie, ale i obce.
- To było miesiąc temu. Obudziłam się o drugiej w nocy i poczułam, że muszę ich uwiecznić. Śnili mi się.
- Kim byli?- Van oglądała dokładnie dziewięć postaci na rysunku. Trzy kobiety i trzej mężczyźni- małżeństwa. Każda z kobiet trzymała na rękach malutką dziewczynkę.
- Naszymi rodzicami.- Jennifer opuściła głowę, a do jej oczu napłynęły łzy.- To było takie prawdziwe. Widziałam jak się śmiali i razem rozmawiali, nasze mamy jednocześnie nas zabawiały.
- Nie uważacie, że każda z nich jest do któreś z nas podobna?- Megan zbliżyła rysunek do swojej twarzy.
- Ta malutka po lewej to ty razem z rodzicami, a ty Van to ta po prawej, ja jestem po środku.
- Pamiętasz jak się nazywają?- Vanessa coraz bardziej zaczęła się wzruszać.
- Mama Meg to Ignis, a jej tata to Fulgur. Twoja mama to Terra, a tata to Ramus . Moja mama to Fluminis, choć wszyscy mówią na nią Aqua, a tata to Ice . Przyjrzyjcie się uważnie ich dłoniom.
- Pierścienie?!- Dziewczęta ze zdumienia otwarły usta.
- Dokładnie takie jak nasze.- Jennifer przytaknęła.
- Dajcie sobie spokój- Van ukucnęła i łapiąc się za głowę próbowała wszystko poukładać.- Czyli… zostałyśmy podłożone do obcej rodziny, bardzo szybko goją nam się rany, mamy pierścienie ukazujące nasze supermoce...przynajmniej jedną z naszych supermocy, a poza tym szczególne zdolności.- Ty potrafisz narysować wszystko perfekcyjnie. Nieraz, nim kogoś poznałaś, narysowałaś go z najmniejszymi szczegółami, ty od zawsze byłaś niezwykle wygimnastykowana...- Wstała i spojrzła się na Megan.- nie ma chyba na świecie nikogo bardziej giętkiego od ciebie, a ja...
- A ty masz zmysły wyczulone bardziej od zwierząt. Wzrok, węch… nie ma drugiej osoby na świecie takiej jak ty.- Megan przeciągnęła się niczym kot po długiej drzemce.
- Nie zapomnijmy jeszcze o rzekomym porozumiewaniu się ze zwierzętami i roślinami.- Dodała Jennifer .
- Ale to prawda!- Van się oburzyła.
- Po dzisiejszej nocy jestem w stanie uwierzyć nawet w kosmitów.- Meg stanęła po stronie siostry.- To co? Jesteśmy jakimiś potworami? Wampirami czy coś w tym stylu?
- Zależy, czy stojąc koło kogoś masz ochotę wgryźć mu się w szyję, albo czy będąc na słońcu zamieniasz się w popiół.- Jennifer wskazała palcem na opaleniznę siostry.
- No dobra może nie wampirami, ale nie wiem, kimś w tym rodzaju- wilkołakami? mumiami?- Widząc, że siostra znów chce się silić na uszczypliwość szybko dodała.- Okej, żadnym z tych, ale wiecie o co mi chodzi.
- Wspaniała elita.- Jennifer parsknęła nerwowym śmiechem.- Królowa Lodu, Chodząca Pochodnia i Matka Natura.
- Dobra- Van klasnęła w ręce by zwrócić uwagę  sióstr- Może to w naszej obecnej sytuacji kompletnie od czapy… ale ma któraś jakiś pomysł na ogarnięcie pokoju?
- Całkiem o tym zapomniałam… i o matce. Co ona powie na pół zamrożony, pół zwęglony i zarośnięty pokój?- Jennifer zaczęła przestępować nerwowo z nogi na nogę.
- Może zawołamy którąś ze sprzątaczek?- Vanessa podeszła do drzwi.
- Oczywiście, a ona bez zbędnych pytań zacznie gasić, odmrażać i odchwaszczać nasz pokój.- Jennifer i Megan przewróciły oczami.
- Ale coś musimy z tym zrobić.- Jenny podniosła swoje rysunki z podłogi i położyła je na biurko.
- Może jak się skupimy to… sama nie wiem. To zniknie?- Vanessa z bezradności opuściła wcześniej skrzyżowane na piersiach ręce.
- To nie żadna bajka, ani kreskówka. Tu bałagan nie znika ot tak, od chęci bohaterów.- Powiedziała Meg.
- A masz może jakiś lepszy pomysł?- Vanessa zwróciła się do siostry.
- Zawsze można spróbować.
 Jennifer , Megan i Vanessa usiadły na swoich łóżkach, zamknęły oczy i w całkowitym skupieniu wyobrażały sobie, że każda z ich części pokoju jest czysta i jak najbardziej normalna.
- Czujecie to? Powiew chłodu.- Jennifer się uśmiechnęła, widać było, że zimny powiew dobrze jej zrobił.
- To raczej gorący podmuch.- Megan siedziała z tym samym uśmiechem co jej siostra.
- Nie, czuję zapachy lasu: kwiaty, drzewa, słyszę jego szum-. Van przyłączyła się do sióstr i wyszczerzyła się od ucha do ucha.
- Spójrzcie!- Jennifer otworzyła oczy, a wraz z nią pozostałe.
Wcześniej zapalona przez Vanessę lampka nocna była jedynym źródłem światła w ich pokoju. W półmroku każda z nich widziała tańczące pyłki nad ich głowami. – Niebieskie, czerwone, i fioletowe- ulubione kolory Jennifer , Megan i Vanessy,  które powoli opadały na każdą z nich. Wzięły głęboki wdech i wtedy naprawdę poczuły magię.
- Nigdy nie czułam się tak…- Żadna nie mogła znaleźć odpowiednich słów.
- Czuję w sobie tyle energii- Meg zerwała się z łóżka na nogi. Dziewczyny poszły w ślad za nią. Każda to czuła. Energię pulsującą w ich żyłach. Czuły się jakby mogły zrobić wszystko. W  pewnym momencie wszystkie poczuły szarpnięcie za lewą rękę.
- Co jest?- Powiedziały jednocześnie.
Nagle znalazły się na środku pokoju. Ich pierścienie złączyły się jak magnesy. Stały tak z wyciągniętymi rękami, nie ruszając się nawet o milimetr. Pył znów się pojawił. Trójkolorowe obłoczki próbowały przybrać jakąś formę nad rękami dziewcząt. Szeroko otwarły buzie ze zdumienia, gdy zobaczyły postacie z rysunku Jenny. Stały dokładnie jak na nim.
- Witajcie kochane.- Ujrzały stojącą na środku matkę Jennifer, trzymającą niemowlę na rękach.
-  Jeśli to oglądacie, znaczy że skończyłyście 16 lat.- Dołączył się ojciec Vanessy.
- Wszystkiego Najlepszego!- Powiedzieli wszyscy chórem.
- Moje drogie… Jesteśmy waszymi rodzicami.- Matka Megan zaczęła kołysać  w rękach skamlące maleństwo.
- Jest to dosyć skomplikowana sytuacja. Niestety nie mamy dostatecznie dużo czasu by wam o wszystkim opowiedzieć.- Ojciec Jennifer wziął od Fluminis dziecko.-  Chcielibyśmy abyście wiedziały o sobie jak najwięcej, a więc…- odwrócił się w stronę Jennifer. Nie wiem jak nazwali cię twoi adopcyjni rodzice, ale masz na imię Nix, czyli śnieg . Domyślasz się już pewnie dlaczego.- Uśmiechnął się- Wasze moce są potężne, są najpotężniejsze, bo to moce żywiołów. Musicie wszystkie nauczyć się nad nimi panować. Dopóki tego nie zrobicie będziecie się stale ranić zwłaszcza ty i Jumena. Macie całkowicie przeciwne żywioły. Uważajcie też na swoje emocje. Chwila wściekłości i pół miasta spłonie, stanie się mrożonką lub gęstą puszczą. Tak długo jak nie macie chociaż minimalnej kontroli, ograniczajcie emocje.
- Oczywiście każda z was na pewno ma jakieś specjalne uzdolnienia. - Mama Jenny wzięła niemowlę z powrotem na ręce.- Wiemy, że potrafisz narysować wszystko co było, jest i będzie. To niezwykły dar. Możesz w ten sposób przewidzieć wiele czyhających na was zagrożeń, a ku takim będą okazje. Pewnie już znasz nasze imiona. Twoje sny są kluczem do wielu odpowiedzi. Kochamy cię śnieżynko.- Dodali oboje.
- Virentia- Terra zwróciła się do Vanessy.- Chcę żebyś wiedziała, że cię kochamy kwiatuszku. Rozumiesz rośliny i zwierzęta. Słuchaj drzew, tych leśnych, najstarszych, ponieważ wiedzą najwięcej. Masz też niezwykle wyczulone zmysły. Będziesz w stanie wyczuć nadciągające zagrożenie.
- Jumena- płomyk- Z pewnością masz ognisty charakter.- Ignis odwróciła się w stronę Meg.- Twoja gibkość przyda ci się w momencie szybkiej ewaukacji. Jeśli dobrze rozwiniesz tą zdolność, dasz sobie radę z każdym, kto będzie chciał cię skrzywdzić. Nic nie stanie ci na przeszkodzie. Kochamy cię płomyczku. Gdy będziecie razem jesteście nie do pokonania… właśnie… zagrożenie. Moje drogie, musicie to wiedzieć. Jesteście księżniczkami Uranium. Wasza moc jest potężniejsza od pozostałych czarodziejek. Z tego powodu chcą wam ją odebrać Łowcy Żywiołów. Są bardzo niebezpieczni. Zrobią wszystko by dostać was w swoje ręce. Do tej pory byłyście bezpieczne, teraz gdy  wasza moc się ujawniła musicie na siebie uważać.
- Oczywiście nie możemy was zostawić całkiem samych.- Wtrącił się Fulgur.-  Hedera oraz pozostali dwaj opiekunowie czuwali nad wami przez szesnaście lat. Nawet o tym nie wiedziałyście. Są ludźmi z waszego najbliższego otoczenia. Musicie się domyślić kim są.
- Jest jeszcze jedna bardzo ważna sprawa, o której musicie wiedzieć.- Ramus- tata Vanessy zabrał głos.- Może ciężko będzie wam w to uwierzyć ale… jesteście nieśmiertelne.
- Co?!- Jennifer jako pierwszej udało się wykrztusić jakiekolwiek słowo.- Nieśmiertelne? Ale…jak…
- Gdy skończycie osiemnaście lat okres waszego rozwoju się zakończy.- Mężczyzna kontynuował- Do tego czasu wasze zdolności będą w pełni rozwinięte.
- Królewski tron?- Megan z ledwością wykrztusiła z siebie te słowa. Zza postaci dobiegł głośny huk.
- Niestety moje kochane Łowcy Żywiołów już po nas idą. Przedarli się przez pole obronne. Nie możemy już nic więcej zrobić. Skończyłyście już szesnaście lat co znaczy, że możecie objąć władzę na Uranium.
- Posłuchajcie.- Fluminis się wtrąciła.- Jest jeszcze jeden żywioł- wiatr. Aura i jej rodzice oddzielili się od nas po ostatnim ataku Łowców. Nie możemy ich znaleźć, ale wiemy, że Aura z pewnością jest bezpieczna. Jest sama. Bez was sobie nie poradzi. Jest najmłodsza z was. Jej moce pewnie też się już ujawniły. Musicie ją znaleźć nim zrobią to Łowcy.
- Królowo, zbliżają się! Musicie je ukryć!- W tym momencie podeszła drobna kobieta, najprawdopodobniej służąca, która wskazywała jakiś odległy punkt. Dziewczynom głos wydawał się znajomy, ale nie mogły go dopasować do żadnej twarzy którą znają.
- Musimy kończyć. Kochamy was. Nigdy o tym nie zapominajcie.
- Zaczekajcie… proszę.- Dziewczyny miały łzy w oczach.
       Postacie po raz ostatni odwróciły się w ich stronę. W oczach wszystkich pojawiły się łzy. Pobiegli przed siebie.  W tym momencie pył powrócił do pierścieni, które rozłączyły się, powodując upadek całej trójki. Dziewczyny siedziały patrząc się na siebie osłupiałe, po czym w milczeniu przytuliły się płacząc cicho sobie nawzajem w ramię.


*
                                                           *
                                                                                                                 *
Myślę, że mi wybaczycie fakt, iż tak długo nic nie wstawiałam, ponieważ ten rozdział jest wyjątkowo długi (przynajmniej dłuższy od poprzednich). Niedługo święta! Ach jak ja kocham święta! Lampki, piosenki świąteczne i prezenty. Chciałabym umieścić świąteczny motyw w opowieści, ale by nie pasował (przynajmniej w tej chwili), ale za to wydaje mi się, że będziecie usatysfakcjonowani, ponieważ w tym rozdziale w końcu zaczyna się wam coś rozjaśniać ;) Chociaż w miejsce starych pytań zaczęły pojawiać się nowe pytania... no cóż... czytajcie dalej i czekajcie na kolejne rozdziały,a odpowiedzi znajdziecie :D Zachęcam do komentowania bo chcę wiedzieć co inni sądzą o mojej pracy :)


                                                                                                                 Prawa autorskie zastrzeżone

piątek, 16 października 2015

Rozdział 3

      Gdy tylko wróciły do domu, Vanessa wbiegła na schody, a matka kazała Megan i Jennifer pójść do salonu. Zanim ruszyła w górę schodów, Van spojrzała na Meg, próbując ją bezgłośnie przeprosić. Ta jednak machnęła tylko ręką, co miało znaczyć żeby jak najszybciej się ulotniła. Zaraz po wejściu do pokoju, usłyszała krzyki pani Stone. Nie mogła rozróżnić żadnych słów, ale pewnym było, że jest bardzo zła. Po chwili do pani Tatiany dołączyły Jennifer i Megan. Były to jednak krzyki bólu. ''Wyciągnęła pas''-pomyślała.
      Nie myliła się. Chodzi o gruby, skórzany pas, którym były bite bezlitośnie za każdym razem, gdy ich wybryk nawet w najmniejszym stopniu spowodował uszczerbek w kieszeni ich matki. ''Byłam lana przez moją matkę dokładnie takim pasem i spójrzcie tylko. Przestałam myśleć o głupotach i mam teraz własną firmę. Zobaczycie, że kiedyś mi podziękujecie''- powtarzała ilekroć któraś się jej sprzeciwiła. Vanessa wyszła z pokoju i wyglądała ukradkiem z góry schodów na kłótnię dochodzącą z dołu.
- Mam dość!-Donośny krzyk Jenny wyrwał Vanessę z zadumy.- Nie masz prawa nam nic zrobić! Nawet nie jesteś naszą prawdziwą matką!- Potem usłyszała uderzenie w policzek i głos wspomnianej kobiety.
- Jak śmiesz głupia smarkulo! Gdyby nie ja wylądowałybyście na ulicy, a ty jeszcze masz czelność podnosić na mnie rękę?!
      Reszta była juz tylko mieszaniną krzyków złości matki i krzyków bólu córki.
- Proszę przestań!- Megan błagalnym głosem wołała do mamy, gdy zobaczyła, że jej siostra straciła przytomność.
- Cicho bądź! Albo znów cię doprowadzę do porządku!
      Furia w oczach pani Stone jednak przygasła na widok Jennifer leżącej na ziemi. Krew znaczyła bluzkę na plecach Jenny. Dostrzegła też niewielkie plamki na plecach Megan. "Tym razem przesadziłam". Struchlała w duchu i zarzuciła pas na ramię. Rzuciła jednak tylko:
- Zanieś siostrę do pokoju.Pomóż jej.- Dodała do Urszuli (jednej ze sprzątaczek), która chciała bezszelestnie czmyhnąć z korytarza do kuchni.
      Ula ma coś koło 40 lat. Jest szczupła, ale bardzo silna. Pracuje w domostwie pani Stone od kiedy tylko pojawiły się tu dziewczyny. W godzinach pracy musi mieć strój odpowiedni do wykonywanego przez nią w danej chwili zajęcia. Ciemne włosy spięte w ciasny kok, z którego najmniejszy kosmyk nie ma prawa wystawać. Dokładnie tak jak chce pani Stone. Idealnie. Bywało też tak, że to Urszula chodziła ze swoją szefową na ważne spotkania, ponieważ zna się na papierkowej robocie i negocjacjach jak nikt inny. Jest niezwykle urodziwa, a już zwłaszcza jej brązowe oczy. Panią Tatianę nieraz wprowadziły w taką zadumę, że aż sama musiała się w duchu skarcić. Nie żeby miała nagle jakieś homoseksualne zapędy. Po prostu uważała Ulę za niezwykle urodziwą kobietę. I te oczy... jest w nich coś, przez co NIKT nie może oderwać od nich wzroku.
- Tak jest.- Ukłoniła się swej szefowej i wraz z Megan powoli zaczęły wnosić Jennifer po schodach.
      Pani Stone wciąż otumaniona gniewem ruszyła wolnym krokiem, by pozostałe ogniki furii ugasić na podniszczonej już szafce w jej sypialni.
- Wezwę doktora Kamińskiego. Połóż ją, szybko.- Powiedziała Urszula i podbiegła do Megan, która wpadła na ścianę i osunęła się na ziemię.
- Zakręciło mi się w głowie. Spokojnie, nic mi nie będzie.
- Wezwę go do was obu. Poczekaj tu, pójdę po Vanessę. Nie wstawaj.- Urszula oddaliła się pospiesznym krokiem.
- Matko!- Vanessa podbiegła do siostry.- Poczekaj, pomogę ci wstać.
- No już, już. Nie rób ze mnie kaleki.- Megan przewróciła oczami, ale oparła się na ramieniu siostry.
      Gdy doszły do swojego pokoju, Vanessa usadziła siostrę na jej łóżku i pomogła Urszuli przynieść Jennifer.
- Lekarz będzie za około 10 minut.- Powiedziała Ula, chowając telefon do kieszeni.
- Co jest?- Jennifer otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju.
      Po bokach drzwi wejściowych, w kątach pomieszczenia stało łóżko Vanessy i Megan. Po przeciwległej części pokoju, na przeciwko łóżka Kitki, stał ten sam mebel należący do Jennifer. Każda miała swój stolik nocny ze stojącą na nich lampką. Pod oknem ułożono trzy biurka w kształcie litery L. Resztę dostępnej powierzchni stanowiły duża, rozsuwana szafa z trzema skrzydłami i regały na książki. Wnętrze jest  nowoczesne, ale dla sióstr zarazem przytulne. Jasno popielate ściany, gdzie przy łóżku każdej, Jennifer namalowała inny wzór. U Megan- burzowe chmury z piorunami, u Vanessy- duże drzewo, na gałęziach którego siedzi różnego rodzaju ptactwo, natomiast jej część zdobi duży płatek śniegu. Każde z tych malowideł było koloru czarnego. Meble mają mleczny kolor. Fioletowy dywan dopełnia ciemnobrązowe panele. Znajdują się tam również dekoracje w kolorach czerni, bieli i fioletu. Kolor śliwkowego fioletu mają również pościele dziewczyn.
- Obudziła się! Dzięki Bogu!- Urszula odetchnęła z ulgą.
- Matka znowu przesadziła?- Wyraz twarzy Jennifer ukazywał dezorientację.
- Nie wstawaj!- Vanessa podbiegła do siostry.- Megan, to się tyczy i ciebie.- Dodała, gdy zobaczyła, że dziewczyna się podniosła.
- Dzień dobry.
      Czterdziestoletni mężczyzna wszedł do otwartego na oścież pokoju. Rozczochrane czarne włosy, jedniodniowa szczecinka na twarzy oraz podkrążone szare oczy wskazywały na zmęczenie lekarza. Ma około 180 cm wzrostu. Dość muskularny. Widać regularne uczęszczanie na siłownię. Przyszedł ubrany na sportowo, z plecakiem przerzuconym przez ramię. Najwidoczniej przeszkodzono mu w treningu. Ogółem wygląda jak wyciągnięty prosto z magazynu dla modeli.
- Która tym razem?- Pan Kamiński skinął Urszuli na powitanie.
      Nie czekając na odpowiedź, podszedł najpierw do Jennifer.
- Jak mocno nadszarpnęłyście budżet Tatiany? Usiądź- Polecił.
- Nie tak znowu mocno.- Pan Kamiński wysunął rękę, łapiąc Jennifer za plecy, zapobiegając w ten sposób jej upadkowi.- Kręci mi się w głowie.
- Widzę.- Wyciągnął z apteczki wodę utlenioną, plastry i gazy.- Podciągnij bluzkę i połóż się na brzuchu.- Tym razem przegięła- Mruknął bardziej do siebie niż do innych.- Może cię zapiec.
- Ulka, mogłabyś opatrzeć Megan?- Podał jej opatrunki.
- Pewnie.
       Po wykonaniu jeszcze kilku badań, mężczyzna orzekł lekkie wstrząśnienie mózgu u obu pacjentek.
- Tak nie może dalej być.- Pan Kamiński rozmawiał z matką dziewczynek w salonie.- Nie możesz się tak nad nimi znęcać. To mogło się skończyć o wiele gorzej i sama dobrze o tym wiesz.- Mówił głosem na tyle zduszonym, by nikt niepowołany nie usłyszał ich rozmowy, ale też na tyle głośno i takim tonem, aby to co mówi, trafiło do sumienia rozmówczyni.
- Poniosło mnie.- Pani Stone spokorniała. Zdała sobie sprawę jak głupio i dziecinnie to brzmi.
- Który to już raz? Mogłem wcześniej przymykać na to oko, ze względu na wieloletnią znajomośc, ale teraz...
- Dobra, po prostu powiedz ile chcesz?- Kobieta wyprostowała się, przewróciła oczami i zrobiła zniecierpliwioną minę, choć tak naprawdę obawiała się, że mężczyzna w końcu spełni groźby wypowiadane przy każdej  jego wizycie.
- Tu nie chodzi o pieniądze...
- Tomku...
- Zrozum, wcale nie chodzi mi...
- Ile?
- Dziesięć tysięcy.
- I nic nikomu nie powiesz?- Pani Stone przygryzła lekko dolną wargę.
-Nic.
- ... zgoda... chodź- Zaprowadziła go do sąsiedniego pokoju, by podać mu w gotówce podaną sumę.
      W tym czasie Urszula rozmawiała z dziewczynkami.
- No to dopiero wymyśliłaś.- Powiedziała zwracając się do Jennifer.
- Skąd ta pewność, że to ja wymyśliłam?
- Oj Jenny, znam cię lepiej niż ktokolwiek inny, a widząc po obrażeniach stwierdzam, że twój przekręt musiał z lekka uszczuplić zasoby waszej matki.
- Przykleiłyśmy Grubaskę do krzesła…- Na samo wspomnienie szamoczącej się nauczycielki, dziewczyny zaczęły się śmiać.
- No to pojechałyście po bandzie…
- Tylko, że to nie Megan powinna oberwać, a ja…- Czuć było w tonie Vanessy wyrzuty sumienia.
- Co? Nie sądziłam, że dasz się namówić. A ty, czemu wzięłaś winę na siebie?- Wstała i podeszła w stronę Meg.
- A wolałabyś opatrywać teraz Van?
-Wolałabym nie opatrywać żadnej z was.
- Ktoś w tej rodzinie musi być spokojny, a ktoś musi rozrabiać- Jennifer uśmiechnęła się łobuzersko.
- A było chociaż warto?
- Gdybyś widziała jej minę...- Wtrąciła się Vanessa.- Musi sobie poszukać nowej ulubionej spódnicy, bo ze starej niewiele się zostało.
-Nieźle. Aczkolwiek następnym razem trochę się pohamujcie, bo będę musiała was całe w bandaże opakować.
Zaczęły się śmiać. Wieczorem Urszula kazała zejść Vanessie na kolację a pozostałej dwójce dała szklankę wody i trochę chleba.


- Jak tylko tam na dole skończą jeść kolację, postaram się coś dla was przemycić.
- Jesteś kochana.- Jenny i Megan chciały ją uściskać, ale powstrzymał je silny ból.
- Dobra, dobra zobaczymy co da się zrobić.- I z uśmiechem opuściła dziewczyny.

                               *   
                                                                          *
                                                                                                                        *
Gratuluję wytrwałym! Ten rozdział chciałam wrzucić już dwa tygodnie temu... niestety szkoła i wszystkie obowiązki z nią związane uniemożliwiły mi to :( ale w końcu jest i jestem zadowolna :) Następny rozdział wrzucę za dwa tygodnie (ewentualnie trochę później- no wiecie, szkoła -.-).
Co do zakładki z rysunakmi. Jestem w trakcie rysowania naszych trzech głównych bohaterek, ale mam na to wszystko czas tylko w weekendy, więc miałam do wyboru, w ten tydzień robię rysunek, w ten piszę rozdział... i tak to się rozwlekło w czasie... Nie przedłużając mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba :) Dzięki, że nadal śledzicie pilnie mojego bloga,  zachęcam do komentowania i zostania tu na dłużej :)


                                                                                                              Prawa autorskie zastrzeżone

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 2


     Po czasie wyznaczonym przez Grubą, dziewczyny w końcu zostały uwolnione, odpytane, a potem przyszła po nie ich matka. Gdy stanęła w progu sali, Vanessa się wzdrygnęła. Ubrana w beżową koszulę, czarną spódnicę i marynarkę tym samym kolorze, pani Stone wkroczyła do pomieszczenia pewnym krokiem. Czarne lakierki stukały o wybrakowane linoleum. Po wymienieniu uprzejmości, pani Kowalska przeszła do konkretów.
- Zniszczyły moją spódnicę!- Żaliła się.
- Rozumiem, bardzo za nie przepraszam.- Pani Stone oparła ręce na ramionach córek.- Nie mam pojęcia czemu tak rozrabiają.- Kontynuowała. Spojrzała na Vanessę, która stanęła z tyłu przy drzwiach. Podejrzewała, że i ona brała w tym udział, ale dodała tylko:-Oczywiście pokryję wszystkie koszta związane z tym wybrykiem.- Starając się przybrać jak najbardziej zatroskany ton, zakończyła rozmowę mówiąc:- Jak tylko wrócimy porozmawiam z nimi na ten temat. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy, a teraz bardzo przepraszam, ale za godzinę mam ważne spotkanie z klientem.- Odwróciła się i rzuciła sucho:- Do widzenia.
       Pani Kowalska odburknęła "Do widzenia", a gdy została sama westchnęła i powiedziała sama do siebie: "Gdyby tylko te rozmowy cokolwiek dawały". Po czym wzięła do ręki torebkę i wyszła zamykając salę na klucz.
* * *  
   Gdy tylko dziewczyny weszły do samochodu rozpętało się piekło.
- Jak mogłyście?!- Pani Stone zapaliła silnik i wyjechała na ulicę.- Po raz kolejny wystawiacie na szwank reputację naszej rodziny!- Cały czas krzyczała.- Jeśli ktokolwiek się o tym dowie... mogę stracić klientów!- Zaczęła lekko dramatyzować.
- Przez to, że przykleiłyśmy Gru... panią Kowalską do krzesła?- Jennifer przewróciła oczami.
   Pani Stone pomijając tę uwagę kontynuowała.
- Nie nudzi się wam to? W zeszłym tygodniu wylałyście atrament na jej białą bluzkę, dwa tygodnie temu związałyście jej sznurówki, miesiąc temu Megan wrzuciła ślimaki do jej herbaty, dwa dni przed ślimakami, Vanessa wsadziła żabę do szuflady z testami, nie możemy oczywiście zapomnieć o tym jak Jenny wlepiła gumę do jej włosów...- Pani Stone rozpoczęła wyliczankę, przy czym ukradkiem uśmiechnęła się, przypomniawszy sobie jak kilka minut temu rozmawiając z nauczycielką zauważyła odrastający kawałek szczeciny z tyłu jej głowy.- Jest tego oczywiście o wiele więcej, dopiero zaczęłam wyliczać, jednak chcę wam dać do zrozumienia...
- Po pierwsze...- Zaczęła Vanessa. Nie zwróciła uwagi, że pani Stone zdenerwowała się faktem, że jej przeszkodzono.- ...atrament kupiłam w sklepie z żartami. Po dwudziestu minutach kolor zszedł i nie było po nim najmniejszego śladu.
- Po drugie...- Ciągnęła Megan.- ...to nie ja związałam jej sznurówki tylko Mateusz. Ja tylko podłożyłam materac z sali gimnastycznej żeby uniknąć ewentualnych siniaków... ale ślimaki podłożyłam ja. Ciągle marudziła, że z nauczycielskiej pensji nie może pozwolić sobie na spróbowanie przysmaków kuchni francuskiej. Jako, że akurat było po deszczu... a pod szkołą było ich pełno...
- To dlatego dwa dni przed tym incydentem Vanessa wsadziła do jej szuflady żabę?- Pani Tatiana próbowała zachować spokój, ale rozmawianie o wybrykach córek napawało ją gniewem. Kurczowo zacisnęła dłonie na kierownicy, aż pobielały jej kostki.
- Po trzecie...- ponieważ żadna nie zauważyła poirytowania ich mamy , Jennifer ciągnęła dalej- Nie wyplułam tej gumy na nią specjalnie. Rozwiązywałam zadanie na tablicy... Maks zaczął mnie rozśmieszać... i tak jakoś samo wyszło. Wyciągnęłabym jej tę gumę bez żadnych szwanków, ale ona wpadła we furię i próbowała wytargać ją sama. Zrobiła to tak nieudolnie... że sama widziałaś efekty.- Dziewczynki się uśmiechnęły.- A dziś...
- Dosyć!- Pani Stone gwałtownie zahamowała przed czerwonym światłem.- Mam dość! Jesteście nieusłuchanymi, nieznośnymi bachorzycami! Najchętniej ukarałabym was znów za wszystkie przekręty, ale będę sprawiedliwa i ukażę was tylko za dzisiejszy wybryk.- Ostro skręciła w prawo. Zwracając się do Megan i Jennifer.- Może jak przez jakiś czas nie będziecie jeść to przejdzie wam ochota na niszczenie cudzej własności. A spróbuj im tylko coś ukradkiem dawać Vanesso...
   Dziewczyny otworzyły szeroko oczy. Wiedziały, że nie skończy się to tylko na tym, bo gdy w grę wchodzą pieniądze, matka jest wyjątkowo mało wyrozumiała. Krzyczała cos potem o niewychowaniu, o tym, że juz ona postara się, by jej córki nie spotykały się z tymi "łobuzami" z którymi spędzają całe dnie na wchodzeniu na drzewa i granie w piłkę nożną. Mówiła coś jeszcze, ale dziewczyny zanurzyły się głębiej w siedzeniach i marzyły o przycisku, który wyciszyłby ich matkę.


Witam wszystkich :). Gratuluję wszystkim cierpliwości, jako, że juz miesiąc nie wrzuciłam obiecanego rozdziału drugiego. Najpierw wyjechałam nad jezioro. Gdy juz wróciłam, kończyłam pisać ten rozdział (najpierw piszę w zeszycie, dopiero potem przepisuję na komputer). Dwa razy musiałam przerwać przez silną burzę, nie było mnie też trzy dni... ale w końcu jest! Następny rozdział postaram się wrzucić szybciej w ramach rekompensaty za zwłokę :)


                                                                                              Prawa autorskie zastrzeżone

wtorek, 4 sierpnia 2015

Hej witam Wszystkich :) Odnośnie Rozdziału 2... byłam na wakacjach i nie zdążyłam go dopracować. Obiecuję jednak, że jeszcze w tym tygodniu go wstawię. Pozdrawiam Wszystkich czytających mojego bloga :)

środa, 15 lipca 2015

Rozdział 1

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
       Vanessa stała tuż obok swojej towarzyszki. Dziewczyna miała na sobie stare dżinsowe spodnie, szarą bluzkę z wilkiem na środku i białe trampki. Jasne włosy sięgające do połowy pleców, pojedynczymi kosmykami opadały na jej twarz. Ostrożnie podała puszkę kleju Jennifer, starając się nie wylać zawartości.
- Daj spokój. Będzie fajnie. Sama z resztą zobaczysz.
       Jennifer chowała się za biurkiem z pędzlem w dłoni. Uważała, by kropla kleju nie spadła na jej ulubioną, luźną granatową bluzkę. Sprane dżinsy i czarne trampki to komplet, który lubiła najbardziej. Poprawiała niesforne, ciemne blond kosmyki włosów, niestarannie związane gumką, które przesłaniały jej twarz. Uspokajała siostrę, smarując przy tym grubym pędzlem umoczonym w kleju, wielkie, granatowe, obrotowe krzesło znienawidzonej przez wszystkich nauczycielki.
- A co jak Gruba się zorientuje?- Vanessa zaczęła nerwowo przestępować z nogi na nogę.
- Gdybym wiedziała, że będziesz tak marudzić, wzięłabym ze sobą Megan.
- No, dobra, co mam zrobić?
- Zamknij puszkę. Już skończyłam. Włóż ją do mojego plecaka.
- Dobra.
       Po zabezpieczeniu pędzla, przed ewentualnymi pobrudzeniami , Jennifer i Vanessa usiadły szybko na miejsce.
 - Czemu nie mówiłaś, że jest nalot na krzesło Grubej?
       Megan dwie minuty po dzwonku wbiegła do klasy zdyszana.
- Mówiłam ci żebyś już wstawała.- Jennifer rozpuściła włosy, przeczesała je palcami i schowała gumkę do kieszeni.
- Ale się nie spóźniłam? Jeszcze jej nie ma. Jak myślisz, kiedy się połapie?

       Meg wskazała głową krzesło. Założyła na siebie szarą bluzkę na krótki rękawek, dżinsy, stare czarne trampki i opaskę na włosy z kocimi uszami.
- Pewnie po zjedzeniu porannego pączka… hej! Powiedziałaś mamie, że wyrzuciłaś tą opaskę.
- To moja sprawa co noszę, nie będzie mi rozkazywać w co mogę się ubierać, a w co nie.
       Poprawiła czarne kocie uszka, które idealnie wpasowały się w jej ciemnobrązowe włosy sięgające długością prawie do linii talii. Pomimo tego co mówiła ich matka, ten dodatek pasował do Megan. Podkreślał zieleń jej oczu.
       Jennifer się uśmiechnęła. Zerknęła na resztę klasy, widząc zniecierpliwione miny pozostałych uczniów, czekających aż Grubaska usadzi się wygodnie na krześle. Sam mebel idealnie pasował do pomieszczenia. Olbrzymia sala lekcyjna, pomalowana popielatą farbą olejną, która odchodziła od ścian płatami, stoły w tym samym kolorze, granatowe rolety, krzesła i szafki. Na podłodze stare, spękane brązowe linoleum. Klasa nie była remontowana od wieków. Kilka podwiędłych kwiatów na parapetach oraz tablica znajdująca się za plecami nauczycielki. Za miano nowych mogły uważać się jedynie drzwi w odległym kącie.
Dokładnie 10 minut po czasie, uczniom ukazała się postać otyłej, spoconej kobiety w czerwonej spódnicy i zielonej bluzce, w czarnych butach na obcasie, usprawiedliwiającej się zaspaniem i późniejszym otwarciem cukierni. Po wszystkim usadowiła się wygodnie na krześle. Czarnymi oczami rozejrzała się po klasie i odgarniając kruczoczarne loki z twarzy, wyciągnęła swoje śniadanie. Była tak pochłonięta jedzeniem pączka, że nie zauważyła uśmieszków i szeptów klasy.
- Dobrze, zapiszcie temat lekcji.- Powiedziała nauczycielka.
       Chcąc zapisać go na tablicy, odkryła, że nie może wstać! W tym momencie klasa wybuchła śmiechem.
- Jennifer, Megan! Do mnie! I to natychmiast!
- Skąd pani ma pewność, że to nasza wina?!- Odpowiedziały siostry parskając przy tym śmiechem.
- A kto inny byłby do tego zdolny? Do mnie, natychmiast!
       Pani Kowalska miotała się jak ryba w sieci próbując oderwać swoją ulubioną spódnicę od krzesła. Dziewczyny posłusznie podeszły do biurka… i w tym momencie słychać było tylko zgrzyt rozdzieranego materiału. Uczniowie turlali się ze śmiechu, gdy domyślili się, że spódnica ich nauczycielki zasłaniała teraz mniej niż więcej. Jakby tego było mało, z plecaka Jennifer wypadła puszka kleju, która radośnie poturlała się koło biurka Grubej. Megan, Vanessa i Jennifer podniosły twarze do sufitu, zaciskając przy tym usta, a jedyne co chciały zrobić to krzyknąć: „Czemu teraz?!”
-Dosyć!- Wrzasnęła Gruba. Była czerwona i wściekła.
       Klasa umilkła. Słychać było tylko pojedyncze szepty.
-"No to się doigrałyśmy."-Pomyślały obie, na moment przed tym jak nauczycielka w geście wściekłej furii szarpiąc za ich ubrania, wepchnęła je do komórki znajdującej się na końcu sali. Ciężkie, metalowe drzwi otwarły się z piskiem. Dziewczyny pod naporem silnych rąk nauczycielki upadły na podłogę, na środku pomieszczenia.
-Wypuszczę was pod koniec dnia, odpytam ze wszystkiego, co dziś będziemy przerabiać, a na końcu zadzwonię po waszą matkę!
       To ostatnie co usłyszały dziewczyny nim wielkie drzwi zostały zamknięte na cztery spusty.
- Po co się tu pchałaś skoro to Vanessa mi pomagała?- spytała Jennifer pomimo faktu, że znała odpowiedź.
- Vanessa jest za cienka żeby tu siedzieć kilka godzin bez jedzenia, poza tym chciałam mieć jakieś korzyści z tego wyskoku.- Usiadły na podłodze zaraz pod półkami ze skonfiskowanymi rzeczami.
- Ciężko mi to nazwać jakąkolwiek korzyścią...Gruba chyba będzie musiała sobie poszukać nowej ulubionej spódnicy.
       Zaczęły się śmiać. Zarówno ściany jak i drzwi były na tyle grube, że żadne dźwięki nie miały szans się przez nie wydostać. Komórka nie była tak mała jak mogłoby się niektórym wydawać. Miała szare ściany, a podłoga była wyłożona wykładziną w tym samym kolorze.
- Zobaczmy co w tym tygodniu Gruba zabrała innym.- Jenny wstała, po czym zaczęła szperać po półkach i kartonach
- Daj to pudło, pomogę ci.- Megan wstała i pomogła ściągnąć siostrze wielki przedmiot  z najwyższej półki.
- Niezłe zbiory!- Jennifer przymierzyła naszyjnik- I jak, pasuje mi?
- Wyglądasz super. Ten szafir podkreśla twoje oczy.- Meg wyjęła komórkę- Zobacz, pewnie Zośki. Nowiutki.
- Matka znowu wpadnie w szał.- Jennifer zmieniła temat.
- Do tego kolejna uwaga i jedynka w dzienniku. Eee tam, warto było zobaczyć jej minę po tym jak jej ciuch uległ…metamorfozie. "Musicie się uczyć, bo inaczej nic nie osiągniecie w życiu! Macie skończyć z tymi idiotycznymi żartami. To w najmniejszym stopniu nie jest  dziewczęce. Nastolatki takie jak wy powinny już snuć plany na przyszłość!"- Megan wymachiwała Jennifer przed twarzą palcem przybierając przy tym groźną minę i naśladując słowa ich matki.
- "Kto to widział żeby takie śliczne dziewczynki jak wy, wspinały się po drzewach, grały w piłkę nożną z chłopcami, przychodziły do dom umorusane i z obdartymi kolanami, a do tego te wasze ubrania! Powinnyście chodzić w sukienkach i eleganckich butach!"- Jenniffer się dołączyła, akcentując dosadnie słowa mamy.



                                                                                                   Prawa autorskie zastrzeżone

sobota, 4 lipca 2015

Prolog


- Gdzie są te bachory?!- Claro był już mocno poirytowany.
- Nigdy się nie dowiesz!- Aqua podniosła się z kamiennej posadzki pałacu.
- Widzę, że wciąż jesteś tak samo waleczna. Może i oszczędzę twoje marne życie... wystarczy, że powiesz tylko, gdzie ukryliście dzieci...
- Wolę zginąć niż skazać je na powolną i bolesną śmierć.- Aqua chwyciła się za krwiawiące ramię i cicho jęknęła.
- To akurat mogę ci załatwić bez najmniejszego problemu.- Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo i spojrzał na martwego męża rozmówczyni.
- Ty taki nie jesteś! Byłeś po naszej stronie!
- Ja, moja droga, jestem po stronie zwycięzców.
      Rozejrzał się po komnacie. Kolorowe witraże, przedstawiające cztery pary królewskie oswietlały kolorowo posadzkę.
- Żebyś się nie zdziwił. Jak tylko dziewczynki podrosną...
- To co?- Claro parsknął śmiechem.- Pokonają nas? W tej chwili nie zdają sobie nawet sprawy z mocy, która w nich drzemie.
- W końcu się dowiedzą, a wtedy odpowiecie za zabicie połowy królestwa.
- To wszystko by nie miało miejsca gdybyś była ze mną... ale ty musiałaś wybrać mojego przyjaciela.- Wycedził przez zęby i zacisnął dłonie w pięści.
-  Ice'a naprawdę kochałam. To co było między tobą a mną... było zwykłym zauroczeniem.
- Ice teraz nie żyje. Możemy być znów razem. Masz szansę żyć. Nie zabiję twojej córki... Wystarczy, że się zgodzisz...
      Aqua milczała. To takie proste. Zgodzić się, a wszystkie problemy znikną. Zachowa córeczkę. Będzie widzieć jak stawia pierwsze kroki, usłyszy jej pierwsze słowo. Niestety zgadzając się, da wolną rękę złu. Skaże świat na zagładę i będzie musiała żyć ze świadomością, że mogła temu zapobiec.
- Nigdy...- Upadła. Nie miała siły trzymać się dłużej na nogach. Nie miała siły dłużej walczyć. Ciemne blond kosmyki opadły jej na twarz. Spojrzała na męża.
- Nie mam więc wyboru.- Ujął rękoma jej twarz i delikatnie pocałował.- Jeśli tego nie zrobię, oni zabiją mnie.- Wstał.
      Po policzkach Claro i Aquy spłynłęy łzy.
- Żegnaj.- Powiedzieli niemal jednocześnie.
      Claro podniósł powoli ręce. Aqua unosiła się, a jej błękitna suknia powiewała pod wpływem wiatru, który pojawił się znikąd. Rozłożyła szeroko ręce i uniosła twarz w stronę sufitu. '' Nix jest bezpieczna''- Pomyślała. To było dla niej najważniejsze. Widziała wirujące wokół płatki śniegu i sople lodu niesione przez wiatr.
- Wybaczam ci.- Wyszeptała.
      Claro zacisnął dłonie w pięści. Kobieta poczuła ostry chłód przeszywający jej ciało. Zamknęła oczy. Pokonana przez własny żywioł.


                                                                                                           Prawa autorskie zastrzeżone