poniedziałek, 7 grudnia 2015

Rozdział 4

       Tydzień później Megan i Jennifer wraz z Vanessą szły do szkoły, jak gdyby nic się nie stało.

- Zawsze podziwiałam jak szybko goiły się nam rany.- Megan z niedowierzaniem zaczęła się przyglądać swoim rękom.- Nawet zadrapania.
- Tak, w sumie też mnie to ciekawiło.- Vanessa oglądała dłoń, którą wczoraj skaleczyła.- Żadnego śladu.
- I podobno nie jesteśmy ze sobą spokrewnione.- Wtrąciła się Meg.- Dziwne.
- Dobra, chociaż na ten tydzień damy spokój Grubej.- Stwierdziła Jenny.
- No dobra. Niech się poczuje bezpieczna.- Megan uśmiechnęła się łobuzersko.
                                                                          ***
Wieczorem, gdy dziewczyny wróciły do domu, ujrzały matkę, która była wyraźnie zadowolona.
- Jutro będziecie obchodzić swoje 16 urodziny. Niestety nie będzie mnie wtedy w domu. Muszę wyjechać na spotkanie, które będzie w Nowym Jorku, toteż przez najbliższe trzy tygodnie nie będziemy się widzieć. Przygotowałam dla was małe podarunki. Myślę, że się wam spodobają. Możecie też iść później spać.
       Tak właściwie to nikt nie wie kiedy siostry powinny obchodzić urodziny. Osiemnasty czerwca jest tylko umowną datą, bowiem tego dnia znalazły się w domu pani Stone. Dziewczyny pomimo szczęścia wiedziały, że pani Stone nie robi tego tak naprawdę dla nich. Robiła to tylko, by móc później pochwalić się swoim znajomym jaka z niej wspaniała matka. Nigdy ich nie kochała. Wzięła je pod dach ze względu na prośby jej męża. Każde miłe wspomnienie dziewcząt było związane z nim. Ona była od karania i nagradzania (głównie karania). Dziewczynkom to nie przeszkadzało- do pewnego momentu. Pamiętają tylko, że mając jakieś cztery lata w nocy słyszały krzyki, a rano widziały mamę wyrzucającą wszystkie rzeczy pana Stone na zewnątrz. Pozbywała się wszystkiego co mogłoby o nim przypomnieć. Chwilę potem podeszła do nich z zamiarem ściągnięcia im pierścieni. Jest to jedyna pamiątka po ich rodzicach. Pierścienie te były wielokrotnie chwalone przez pana Stone, przez co stały się wrogami pani Tatiany. Jednak gdy próbowała zdjąć któryś… okazało się, że jest to niemożliwe.
„Pewnie trzeba zamoczyć rękę w wodzie”- Pomyślała. Ciągnąc Jenny do kuchni o mało nie wyrwała jej ręki. ,,Nie chce zejść!’’- Wpadała w coraz większą wściekłość. Próbowała wszystkiego. Pozostałym pierścieniom też nie dała rady. Po godzinie uporczywej walki dała za wygraną. Symbole jej porażki do tej pory zdobią dłonie jej córek.

- Tort jest czekoladowo-orzechowy, taki jaki lubicie.- Pani Stone próbując być miłą wskazała na kwadratowy, oblany czekoladą tort.- Jak zjemy otworzycie prezenty.
       Po zdmuchnięciu świeczek, każda z dziewczynek otrzymała ogromny kawał wypieku. Gdy nie były w stanie przełknąć kęsa więcej, pani Stone podała każdej z dziewczyn po idealnie zapakowanym prezencie.
-Co to?- Zaciekawiona Vanessa potrząsała przy uchu pudełeczkiem.
- Otwórz, to się przekonasz.
       Prezent był mniej więcej wielkości połowy dłoni. Dziewczynki rozdarły papier i ujrzały przed sobą naszyjniki z pierwszą literą imienia każdej z nich. Podarunki były ze srebra; idealnie komponowały się z pierścieniami sióstr.
-Śliczne.- Tylko tyle zdołały wydukać i jakby czytały w myślach matki…
- Chciałabym żebyście nosiły je gdzie się da. Wspaniale pasują do waszych błyskotek .- Wskazała ręką palce dziewcząt.
       Oczywiście. Na czym innym mogłoby jej zależeć? Kompozycja jest najważniejsza, ale były to w sumie jedne z najładniejszych prezentów  jakie od niej dostały. Podziękowały więc i ruszyły pospiesznie do pokoju.
- Kolejny wspaniały prezent od wspaniałej matki.- Vanessa przewróciła oczami odkładając niedbale prezent na szafkę nocną.
Jenny rzuciła swój podarunek w kąt pokoju i rzuciła się z łoskotem na łóżko.
- Ciszej… Jeszcze tu przyjdzie i dopiero będzie.- Jęknęła Megan.
- Znowu nie posprzątałyście pokoju… bla, bla, bla… jaki tu bajzel… gdzie mój pas?!- Van zaczęła przedrzeźniać panią Tatianę.
       Dziewczyny zaczęły się śmiać. Tak rzadko mają do tego okazję. Wszystkie poszły w ślady Jennifer i położyły się na łóżkach.
- Zastanawiałyście się kiedyś dlaczego w ogóle mamy te pierścienie?- Megan się zamyśliła.
- Codziennie o tym myślę.- Stwierdziła Jenny, po czym idąc w ślady Meg zadumała się.
- Serio? Twoje życie jest na tyle nudne, że w kółko wałkujesz ten sam temat dzień w dzień?- Megan zakpiła z siostry.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi. Nie łap mnie za słówka.
- I dlaczego żadnym sposobem nie można ich zdjąć?- Dołączyła się Vanessa.
- Każdy pierścień ma inny szczegółowo dopracowany wzór.- Powiedziała Jenny dotykając opuszkiem palca malutkiego płatka śniegu, obok którego znajdowała się równie mała kropla wody. Płatek był ze srebra, kropla natomiast była małym szafirem.
- To wszystko jest jakieś dziwne.- Megan zapatrzyła się w maleńki srebrny piorun obok którego widniał rubinowy płomyk ognia.
Vanessa poprawiając poduszkę zahaczyła maleńkim ametystowym kwiatkiem i srebrną sikorką o poszewkę.
- Cholera…- Zdenerwowała się Vanessa, próbując się uwolnić.
- Poczekaj. Pomogę ci.- Jennifer wstała i ruszyła ku pomocy.- Okej…już prawie… gotowe.
- Dzięki.
-Nie ma sprawy. Jest już późno. Szykujmy się powoli do spania. Jakoś nie mam specjalnej ochoty siedzieć dziś do późna.
- Zwłaszcza, że chodzimy spać, o której chcemy niezależnie od woli mamy.- Van się zaśmiała.
- W sumie to jestem trochę zmęczona.- Megan udawała, że ziewa chcąc podkreślić swoje słowa.
*

*

*

- Nie mogę spać.- Jenny po raz kolejny przewraca się na bok bezskutecznie zaciskając oczy w nadziei, że pomoże jej to zasnąć.
- Ja też.- Stwierdziły zgodnie Vanessa z Megan.
- Spróbujmy jeszcze, jak nie, przyjdziecie do mnie na łóżko i pogadamy.- Jenny ziewnęła.
- Okej.- Vanessa również ziewnęła.
- To łóżko jest dziś szczególnie niewygodne…- Jennifer ugniata poduszkę.- Czemu tu jest tak zimno?
- Zimno?- zdziwiła się Megan- Tu jest strasznie gorąco.
- Macie obie gorączkę czy co? Ja się czuję jakbym spała na kamieniach.- Vanessa wstała i dotknęła czół obu sióstr.- Zimne.
- Nic nam nie jest. Kładź się lepiej do łóżka. -Meg zatoczyła ręką koło w stronę pościeli siostry.
- Dobra, ale jakbyście się gorzej poczuły to dajcie znać.
-Okej, dam ci znać jak będę zamarzać na sopel lodu.- Jenny otuliła się ciaśniej kołdrą.
- A ja zacznę krzyczeć jak będę się palić żywcem.- Megan zrzuciła z siebie kołdrę i nogami upchnęła ją w kąt łóżka. 
        Jennifer i Megan wybuchły śmiechem. Uznały, że był to dosyć słaby żart, ale czego można się spodziewać po zmęczonych dziewczynach w nocy?
- Ha, ha, ha bardzo śmieszne.- Van przewróciła oczami i wróciła do swojego niewygodnego łóżka.
- Daj znać jeśli poczujesz, że zostałaś ukamienowana.- Wybuchła kolejna salwa śmiechu.
- To łóżko jest naprawdę twarde.
- Dobra, dobra zajmiemy się tym rano.- Jennifer położyła głowę na poduszce.- Co jest?
- Co się znowu stało?- Meg przewróciła oczami i usiadła na materacu.
- Czy było wam kiedyś tak zimno, że aż poduszka wam zamarzła na kość?- Jenny nie mogła się nadziwić temu co widzi.
- I przeszkadzasz nam w zasypianiu tylko dlatego, że masz chłodną poduchę?- Vanessa również usiadła.
- Nie. Ona naprawdę zamarzła. Jest zamrożona. Jakby ktoś wsadził ją do formy pełnej wody i zamroził.
- Coś ty znów wymyśliła?- Vanessa przewróciła oczami, ale czując chłód zapaliła nocną lampkę i podeszła żeby z bliska obejrzeć niecodzienne zjawisko.- Megan…chodź tu. Nie uwierzysz.- Van szeroko otwarła usta ze zdumienia, po czym postukała palcem po poduszce.- Na kość.
- Wkręcacie mnie?
       Siostra podeszła i oniemiała. Teraz już nie tylko poduszka, ale i materac oraz kołdra były pokryte warstwą lodu oraz szronu.
- Jak to się?...- Żadna nie mogła odpowiedzieć na to pytanie. Meg zatkało. Dotknęła palcem zlodowaconej poduszki.  W tym momencie spomiędzy jej palca a warstwy lodu wydobyło się ciche syknięcie i cienka nitka pary wzniosła się w powietrze. W jednym miejscu znów można było dotknąć materiału. Odskoczyła jak oparzona- Ał! Co się?...- Otworzyła szeroko oczy.
- Megi! Nic ci nie jest?- Jenny się wystraszyła, ale widząc, że z siostrą było już w porządku, dała sobie spokój.
- Lepiej zejdź. Nie jest ci zimno?- Vanessa szarpnęła Jenny za rękę.
- Może uznacie mnie za wariatkę, ale mi jest ciepło.- Dziewczyna trzymała w rękach kostkę lodu będącą jeszcze kilka minut temu jej kołdrą.
- Okej… jesteś skończoną wariatką. – Van uśmiechnęła się złośliwie.
- A czy to jakaś nowość?- Megan spojrzała porozumiewawczo na siostrę.
- Nic już nie rozumiem, która jest godzina?- Vanessa zerknęła na zegarek i sama sobie odpowiedziała- 1:40.
- Czy to nie o tej godzinie się urodziłaś?- Megan zaczęła się zastanwiać.
- No tak, ale co to ma do rzeczy?
- Wiecie co? Pogadamy o tym rano. Teraz nie jestem w stanie tego ogarnąć.- Megan usiadła na swoje łóżko, które niczym odpalona zapałka zaczęło się palić.
- Pożar! Meg, wstawaj!- Vanessa zerwała się po gaśnicę.
- Poczekaj… spójrz.- Dziewczyna wysunęła rękę.- Ani zaczerwienienia.
- Jak to się w ogóle…nie rozumiem.- Mimo wszystko ściągnęła gaśnicę ze ściany i trzymała ją w rękach w pełnej gotowości… tak na w razie czego.- Może to jakoś ugaszę?- Próbowała przez dobrą chwilę zanim całkiem się poddała, a gaśnica była pusta.- Ogień nawet nie zareagował. Teraz to już nic nie rozumiem. Ty mrozisz, ty zapalasz. 1:49- Megan, wtedy przyszłaś na świat.
- Równiutkie 16 lat temu.
Van opadła bezradnie na łóżko.
- Ał!- podskoczyła jak oparzona.
- Co jest?- Jenny również wstała.
- Kolce.
-Kolce?
-Kolce róży. Na moim łóżku z resztą jak i pnącze oraz same kwiaty róży.
Jenny i Meg podeszły w stronę siostry. Zobaczyły gęsto rosnące gałęzie róży, ciasno owinięte wokół pościeli Vanessy.
- 1:53- Powiedziała Jenny. Dziewczyny spojrzały na siebie.
- Dobra, teraz to się już na serio boję.- Megan zaczęła przestępować z jednej nogi na drugą.
- A wcześniej to cię to bawiło, czy co?- Jennifer z trudem siliła się na uszczypliwość.
- Ej… A skąd pewność, że nam się to nie śni?- Van uszczypnęła się w nadziei, że się obudzi.
- Nawet gdyby, to niemożliwe żeby wszystkim nam się śniło to samo.- Na wszelki wypadek Meg zaczęła potrząsać głową, pewna omamów.
- Jenny pokaż mi swoje rysunki, szybko.-Vanessa złapała ją za ramię.- Jesteś lodowata.
- Już szukam.- Postanowiła zignorować uwagę siostry.
       Dziewczyny postanowiły przemilczeć temat ciepłoty ich ciał. To nie było teraz najważniejsze. Jenny wyrzuciła wszystko z szuflady.
- Znalazłam.- Wyjęła z teczki gruby plik najróżniejszych rysunków, po czym rozrzuciła wszystkie po podłodze aby móc się im dokładniej przyjrzeć.
       Jennifer od zawsze miała talent plastyczny. Była to jej odskocznia- od matki, od szkoły, od wszystkiego. Rysowała niezwykle realistycznie. Budziła się z nowym pomysłem na rysunek i nie odchodziła od biurka dopóki nie uznała, że jest idealny.
- Tu są nasze pierścienie.- Vanessa wskazała rysunek przy łóżku Jennifer. W pokoju pachniało różami. Było jednocześnie gorąco i zimno.
- A to kto?- Megan zaciekawiona podniosła jeden z obrazków.- Twarze wydają mi się jednocześnie bardzo bliskie, ale i obce.
- To było miesiąc temu. Obudziłam się o drugiej w nocy i poczułam, że muszę ich uwiecznić. Śnili mi się.
- Kim byli?- Van oglądała dokładnie dziewięć postaci na rysunku. Trzy kobiety i trzej mężczyźni- małżeństwa. Każda z kobiet trzymała na rękach malutką dziewczynkę.
- Naszymi rodzicami.- Jennifer opuściła głowę, a do jej oczu napłynęły łzy.- To było takie prawdziwe. Widziałam jak się śmiali i razem rozmawiali, nasze mamy jednocześnie nas zabawiały.
- Nie uważacie, że każda z nich jest do któreś z nas podobna?- Megan zbliżyła rysunek do swojej twarzy.
- Ta malutka po lewej to ty razem z rodzicami, a ty Van to ta po prawej, ja jestem po środku.
- Pamiętasz jak się nazywają?- Vanessa coraz bardziej zaczęła się wzruszać.
- Mama Meg to Ignis, a jej tata to Fulgur. Twoja mama to Terra, a tata to Ramus . Moja mama to Fluminis, choć wszyscy mówią na nią Aqua, a tata to Ice . Przyjrzyjcie się uważnie ich dłoniom.
- Pierścienie?!- Dziewczęta ze zdumienia otwarły usta.
- Dokładnie takie jak nasze.- Jennifer przytaknęła.
- Dajcie sobie spokój- Van ukucnęła i łapiąc się za głowę próbowała wszystko poukładać.- Czyli… zostałyśmy podłożone do obcej rodziny, bardzo szybko goją nam się rany, mamy pierścienie ukazujące nasze supermoce...przynajmniej jedną z naszych supermocy, a poza tym szczególne zdolności.- Ty potrafisz narysować wszystko perfekcyjnie. Nieraz, nim kogoś poznałaś, narysowałaś go z najmniejszymi szczegółami, ty od zawsze byłaś niezwykle wygimnastykowana...- Wstała i spojrzła się na Megan.- nie ma chyba na świecie nikogo bardziej giętkiego od ciebie, a ja...
- A ty masz zmysły wyczulone bardziej od zwierząt. Wzrok, węch… nie ma drugiej osoby na świecie takiej jak ty.- Megan przeciągnęła się niczym kot po długiej drzemce.
- Nie zapomnijmy jeszcze o rzekomym porozumiewaniu się ze zwierzętami i roślinami.- Dodała Jennifer .
- Ale to prawda!- Van się oburzyła.
- Po dzisiejszej nocy jestem w stanie uwierzyć nawet w kosmitów.- Meg stanęła po stronie siostry.- To co? Jesteśmy jakimiś potworami? Wampirami czy coś w tym stylu?
- Zależy, czy stojąc koło kogoś masz ochotę wgryźć mu się w szyję, albo czy będąc na słońcu zamieniasz się w popiół.- Jennifer wskazała palcem na opaleniznę siostry.
- No dobra może nie wampirami, ale nie wiem, kimś w tym rodzaju- wilkołakami? mumiami?- Widząc, że siostra znów chce się silić na uszczypliwość szybko dodała.- Okej, żadnym z tych, ale wiecie o co mi chodzi.
- Wspaniała elita.- Jennifer parsknęła nerwowym śmiechem.- Królowa Lodu, Chodząca Pochodnia i Matka Natura.
- Dobra- Van klasnęła w ręce by zwrócić uwagę  sióstr- Może to w naszej obecnej sytuacji kompletnie od czapy… ale ma któraś jakiś pomysł na ogarnięcie pokoju?
- Całkiem o tym zapomniałam… i o matce. Co ona powie na pół zamrożony, pół zwęglony i zarośnięty pokój?- Jennifer zaczęła przestępować nerwowo z nogi na nogę.
- Może zawołamy którąś ze sprzątaczek?- Vanessa podeszła do drzwi.
- Oczywiście, a ona bez zbędnych pytań zacznie gasić, odmrażać i odchwaszczać nasz pokój.- Jennifer i Megan przewróciły oczami.
- Ale coś musimy z tym zrobić.- Jenny podniosła swoje rysunki z podłogi i położyła je na biurko.
- Może jak się skupimy to… sama nie wiem. To zniknie?- Vanessa z bezradności opuściła wcześniej skrzyżowane na piersiach ręce.
- To nie żadna bajka, ani kreskówka. Tu bałagan nie znika ot tak, od chęci bohaterów.- Powiedziała Meg.
- A masz może jakiś lepszy pomysł?- Vanessa zwróciła się do siostry.
- Zawsze można spróbować.
 Jennifer , Megan i Vanessa usiadły na swoich łóżkach, zamknęły oczy i w całkowitym skupieniu wyobrażały sobie, że każda z ich części pokoju jest czysta i jak najbardziej normalna.
- Czujecie to? Powiew chłodu.- Jennifer się uśmiechnęła, widać było, że zimny powiew dobrze jej zrobił.
- To raczej gorący podmuch.- Megan siedziała z tym samym uśmiechem co jej siostra.
- Nie, czuję zapachy lasu: kwiaty, drzewa, słyszę jego szum-. Van przyłączyła się do sióstr i wyszczerzyła się od ucha do ucha.
- Spójrzcie!- Jennifer otworzyła oczy, a wraz z nią pozostałe.
Wcześniej zapalona przez Vanessę lampka nocna była jedynym źródłem światła w ich pokoju. W półmroku każda z nich widziała tańczące pyłki nad ich głowami. – Niebieskie, czerwone, i fioletowe- ulubione kolory Jennifer , Megan i Vanessy,  które powoli opadały na każdą z nich. Wzięły głęboki wdech i wtedy naprawdę poczuły magię.
- Nigdy nie czułam się tak…- Żadna nie mogła znaleźć odpowiednich słów.
- Czuję w sobie tyle energii- Meg zerwała się z łóżka na nogi. Dziewczyny poszły w ślad za nią. Każda to czuła. Energię pulsującą w ich żyłach. Czuły się jakby mogły zrobić wszystko. W  pewnym momencie wszystkie poczuły szarpnięcie za lewą rękę.
- Co jest?- Powiedziały jednocześnie.
Nagle znalazły się na środku pokoju. Ich pierścienie złączyły się jak magnesy. Stały tak z wyciągniętymi rękami, nie ruszając się nawet o milimetr. Pył znów się pojawił. Trójkolorowe obłoczki próbowały przybrać jakąś formę nad rękami dziewcząt. Szeroko otwarły buzie ze zdumienia, gdy zobaczyły postacie z rysunku Jenny. Stały dokładnie jak na nim.
- Witajcie kochane.- Ujrzały stojącą na środku matkę Jennifer, trzymającą niemowlę na rękach.
-  Jeśli to oglądacie, znaczy że skończyłyście 16 lat.- Dołączył się ojciec Vanessy.
- Wszystkiego Najlepszego!- Powiedzieli wszyscy chórem.
- Moje drogie… Jesteśmy waszymi rodzicami.- Matka Megan zaczęła kołysać  w rękach skamlące maleństwo.
- Jest to dosyć skomplikowana sytuacja. Niestety nie mamy dostatecznie dużo czasu by wam o wszystkim opowiedzieć.- Ojciec Jennifer wziął od Fluminis dziecko.-  Chcielibyśmy abyście wiedziały o sobie jak najwięcej, a więc…- odwrócił się w stronę Jennifer. Nie wiem jak nazwali cię twoi adopcyjni rodzice, ale masz na imię Nix, czyli śnieg . Domyślasz się już pewnie dlaczego.- Uśmiechnął się- Wasze moce są potężne, są najpotężniejsze, bo to moce żywiołów. Musicie wszystkie nauczyć się nad nimi panować. Dopóki tego nie zrobicie będziecie się stale ranić zwłaszcza ty i Jumena. Macie całkowicie przeciwne żywioły. Uważajcie też na swoje emocje. Chwila wściekłości i pół miasta spłonie, stanie się mrożonką lub gęstą puszczą. Tak długo jak nie macie chociaż minimalnej kontroli, ograniczajcie emocje.
- Oczywiście każda z was na pewno ma jakieś specjalne uzdolnienia. - Mama Jenny wzięła niemowlę z powrotem na ręce.- Wiemy, że potrafisz narysować wszystko co było, jest i będzie. To niezwykły dar. Możesz w ten sposób przewidzieć wiele czyhających na was zagrożeń, a ku takim będą okazje. Pewnie już znasz nasze imiona. Twoje sny są kluczem do wielu odpowiedzi. Kochamy cię śnieżynko.- Dodali oboje.
- Virentia- Terra zwróciła się do Vanessy.- Chcę żebyś wiedziała, że cię kochamy kwiatuszku. Rozumiesz rośliny i zwierzęta. Słuchaj drzew, tych leśnych, najstarszych, ponieważ wiedzą najwięcej. Masz też niezwykle wyczulone zmysły. Będziesz w stanie wyczuć nadciągające zagrożenie.
- Jumena- płomyk- Z pewnością masz ognisty charakter.- Ignis odwróciła się w stronę Meg.- Twoja gibkość przyda ci się w momencie szybkiej ewaukacji. Jeśli dobrze rozwiniesz tą zdolność, dasz sobie radę z każdym, kto będzie chciał cię skrzywdzić. Nic nie stanie ci na przeszkodzie. Kochamy cię płomyczku. Gdy będziecie razem jesteście nie do pokonania… właśnie… zagrożenie. Moje drogie, musicie to wiedzieć. Jesteście księżniczkami Uranium. Wasza moc jest potężniejsza od pozostałych czarodziejek. Z tego powodu chcą wam ją odebrać Łowcy Żywiołów. Są bardzo niebezpieczni. Zrobią wszystko by dostać was w swoje ręce. Do tej pory byłyście bezpieczne, teraz gdy  wasza moc się ujawniła musicie na siebie uważać.
- Oczywiście nie możemy was zostawić całkiem samych.- Wtrącił się Fulgur.-  Hedera oraz pozostali dwaj opiekunowie czuwali nad wami przez szesnaście lat. Nawet o tym nie wiedziałyście. Są ludźmi z waszego najbliższego otoczenia. Musicie się domyślić kim są.
- Jest jeszcze jedna bardzo ważna sprawa, o której musicie wiedzieć.- Ramus- tata Vanessy zabrał głos.- Może ciężko będzie wam w to uwierzyć ale… jesteście nieśmiertelne.
- Co?!- Jennifer jako pierwszej udało się wykrztusić jakiekolwiek słowo.- Nieśmiertelne? Ale…jak…
- Gdy skończycie osiemnaście lat okres waszego rozwoju się zakończy.- Mężczyzna kontynuował- Do tego czasu wasze zdolności będą w pełni rozwinięte.
- Królewski tron?- Megan z ledwością wykrztusiła z siebie te słowa. Zza postaci dobiegł głośny huk.
- Niestety moje kochane Łowcy Żywiołów już po nas idą. Przedarli się przez pole obronne. Nie możemy już nic więcej zrobić. Skończyłyście już szesnaście lat co znaczy, że możecie objąć władzę na Uranium.
- Posłuchajcie.- Fluminis się wtrąciła.- Jest jeszcze jeden żywioł- wiatr. Aura i jej rodzice oddzielili się od nas po ostatnim ataku Łowców. Nie możemy ich znaleźć, ale wiemy, że Aura z pewnością jest bezpieczna. Jest sama. Bez was sobie nie poradzi. Jest najmłodsza z was. Jej moce pewnie też się już ujawniły. Musicie ją znaleźć nim zrobią to Łowcy.
- Królowo, zbliżają się! Musicie je ukryć!- W tym momencie podeszła drobna kobieta, najprawdopodobniej służąca, która wskazywała jakiś odległy punkt. Dziewczynom głos wydawał się znajomy, ale nie mogły go dopasować do żadnej twarzy którą znają.
- Musimy kończyć. Kochamy was. Nigdy o tym nie zapominajcie.
- Zaczekajcie… proszę.- Dziewczyny miały łzy w oczach.
       Postacie po raz ostatni odwróciły się w ich stronę. W oczach wszystkich pojawiły się łzy. Pobiegli przed siebie.  W tym momencie pył powrócił do pierścieni, które rozłączyły się, powodując upadek całej trójki. Dziewczyny siedziały patrząc się na siebie osłupiałe, po czym w milczeniu przytuliły się płacząc cicho sobie nawzajem w ramię.


*
                                                           *
                                                                                                                 *
Myślę, że mi wybaczycie fakt, iż tak długo nic nie wstawiałam, ponieważ ten rozdział jest wyjątkowo długi (przynajmniej dłuższy od poprzednich). Niedługo święta! Ach jak ja kocham święta! Lampki, piosenki świąteczne i prezenty. Chciałabym umieścić świąteczny motyw w opowieści, ale by nie pasował (przynajmniej w tej chwili), ale za to wydaje mi się, że będziecie usatysfakcjonowani, ponieważ w tym rozdziale w końcu zaczyna się wam coś rozjaśniać ;) Chociaż w miejsce starych pytań zaczęły pojawiać się nowe pytania... no cóż... czytajcie dalej i czekajcie na kolejne rozdziały,a odpowiedzi znajdziecie :D Zachęcam do komentowania bo chcę wiedzieć co inni sądzą o mojej pracy :)


                                                                                                                 Prawa autorskie zastrzeżone

6 komentarzy:

  1. Świetny blog, naprawdę ci się udał :) Tak jak obiecałam, dotrzymałam obietnicy ;) powodzenia w dalszym pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze cudownie <3 Czekam na następny <3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :* a ja czekam aż ty coś nowego wstawisz :D

      Usuń
  3. Robi się coraz ciekawiej :))))

    OdpowiedzUsuń